Archiwum Polityki

Ja pobruszę, a ty poczywaj

Polszczyzna nie najlepiej się zaczęła. Pierwszym polskim zdaniem była albo propozycja pewnego Czecha (daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj - tak jakby Polacy sami nie mogli wymyślić pierwszego zdania), albo nikczemna tatarska prowokacja pod Legnicą (biegajcie, biegajcie) - użyta, by wzbudzić u Polaków panikę, albo pełne żalu gorze się nam stało Henryka Pobożnego - tuż przed śmiercią. Ale nie zamierza się kończyć.

W ostatnich miesiącach dwa wydarzenia z dziedziny języka wpłynęły na ożywienie mediów i umysłów: wydanie "Nowego słownika poprawnej polszczyzny PWN" pod redakcją Andrzeja Markowskiego i uchwalenie przez sejm Ustawy o języku polskim.

Dyskusja nad słownikiem dotyczy przede wszystkim uwzględnienia znanego językoznawcom-normatywistom założenia dwustopniowości normy językowej: obok normy wzorcowej, do tej pory powszechnie uznawanej za jedyną, dopuszcza się normę niższą, potoczną - do której stosować się możemy w naszych codziennych wypowiedziach, a która nie jest tak restrykcyjna i umożliwia mówienie "tak, jak się mówi". Istotą tej zmiany jest próba opanowania "szarej strefy" języka, dążenie do tego, by, skoro norma wysoka jest dla wielu nieo-siągalna, istniała ona jako ideał, do którego zmierzać wypada, ale którego niestosowanie na co dzień nie powinno frustrować. Za to poniżej normy niższej, oswojonej i określonej, schodzić nie wypada. Głównie jednak wprowadzenie "podwójnej normy" jest świadectwem uwzględnienia tego, co w języku zmienia się w naturalny sposób, bez udziału i woli różnych stróżów języka, często samozwańczych. Jeśli setki ludzi wydeptują trawnik tam, gdzie ścieżki nie było - ścieżka już jest.

Dyskusja nad ustawą, co naturalne, dotyczyła nie tyle najważniejszych dla niej rzeczywistych unormowań prawnych związanych z używaniem języka polskiego w obiegu urzędowym, prawnym i handlowym, ile tych jej punktów, które odnosiły się do od dawna częstych przedmiotów dyskusji: wulgaryzacji i prawa do istnienia w języku nowych zapożyczeń. O ile słownik odebrano powszechnie jako objaw postępującej i czasami może nieuzasadnionej tolerancji dla językowych innowacji i odstępstw od surowo pojmowanych norm, ustawę uznano za przejaw próby zawłaszczenia prawa do języka przez suche i oderwane od życia przepisy, których naruszanie wiąże się z restrykcjami.

Polityka 34.1999 (2207) z dnia 21.08.1999; Kraj; s. 20
Reklama