Archiwum Polityki

Wszystko spłonie

Flaga Albanii rozwieszona w ciemnościach dyskoteki była jedynym punktem orientacyjnym. Tuż za nią było wyjście, od którego dzieliły nas setki ciał młodych Albanek i Albańczyków. Przestępując w rytm z nogi na nogę staraliśmy się flagi tej nie stracić z oczu. Byliśmy - trzech Polaków - z pewnością jedynymi obcymi. Dyskoteka, pierwsza w Prizrenie od wielu miesięcy była werbunkową imprezą Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK).

Młody pułkownik w czarnym kombinezonie od czasu do czasu, między Jacksonem a Rolling Stonesami krzyczał coś do mikrofonu. Owacja tłumu po każdym okrzyku wystarczyła za tłumacza. Co jakiś czas Albańczycy przeciskali się w stronę aparatury, gdzie na stole rozłożone były deklaracje. Po kilku podpisach z głośników rozlegał się hymn UCK, a młodzież kołysała się w transie. Gdyby ktoś w tym momencie rozkazał im wysadzić w powietrze całe miasto, prześcigaliby się w podpalaniu lontu.

Właściwie zgromadzenia tak liczne, jak podczas tej dyskoteki nie są w Prizrenie dozwolone, ale niemieckie władze wojskowe stosują łagodną politykę. Niemcy, podobnie jak i inne międzynarodowe wojska KFOR, nie są okupantami. Obowiązuje godzina policyjna, zakazane są demonstracje, ale życie rządzi się własnymi prawami. Na pierwszej od marca dyskotece nie było gdzie palca wcisnąć, a że agitowała na niej UCK, świat się nie zawalił. UCK nie jest przecież zakazana, a władze wojskowe wolą z nią współpracować, niż się kłócić. Czy Niemcom się to podoba czy nie, młodzi Albańczycy garną się do kosowskiego wojska, jedynego jak dotąd symbolu niezależności Kosowa.

Godzinę wcześniej spacerowali na miejscowym deptaku. Deptak liczy 300 metrów: od Alhambry, jedynej w mieście restauracji, w której bez obawy można coś zjeść, po stragany przy moście nieopodal meczetu. Pośrodku rozłożył się mały rynek, gdzie zawiera się znajomości i załatwia interesy. Tuż za rynkiem, serbska katedra. Przed nią i za nią rozlokowane są ciężkie pojazdy niemieckiej Bundeswehry. Żołnierze pilnują katedry dzień i noc. Nikt tam nie zagląda. Serbów już prawie nie ma, a klucz do świątyni biskup oddał kapitanowi niemieckiej kompanii. Ma go zwrócić, jak już będzie bezpiecznie.

Każdego wieczora na deptak wychodzą tysiące młodych Albańczyków.

Polityka 34.1999 (2207) z dnia 21.08.1999; Świat; s. 42
Reklama