Modelowa pani Kowalska chciałaby znaleźć pracę. Opuszczona przez męża trzydziestolatka, samotna matka dwojga dzieci. Kobieta energiczna, zaradna i zdolna. Jej dodatkowym atutem jest znajomość angielskiego.
Wystarczy sięgnąć po ogłoszenia, aby znaleźć coś odpowiedniego. Tak też zrobiła. Kolejno odrzuciła propozycje stanowisk: key account manager, systems engineer associate, senior salesman, account supervisor, a nawet underwriter.
Nie poddała się jednak i brnęła dalej w prasowy gąszcz ogłoszeń. W ten sposób dotarła do anonsów pisanych metodą english-polish, a więc ani po naszemu, ani po ichniemu. Znalazła ofertę objęcia posady district manager ds. higieny gabinetów lekarskich, następnie regional manager ds. sprzedaży odzieży i środków bhp, a także merchandiser na Wyszków, Pułtusk i okolice.
Jakich cech, talentów i umiejętności oczekują od swoich pracowników ich potencjalni pracodawcy? - zastanawiała się pani Kowalska.
- Dyspozycyjność - takie wymaganie pojawia się w co drugim anonsie. Dla pracowników oznacza to praktycznie wydłużenie godzin zatrudnienia. Dotyczy przede wszystkim firm prywatnych (ok. 60 proc. wszystkich przedsiębiorstw w Polsce). Zdaniem prof. Leszka Gilejko, socjologa pracy w SGH, pojęcie dyspozycyjności jest wyraźnie nadużywane przez pracodawców. - Podział na czas pracy i czas wolny - powiada prof. Gilejko - był osiągnięciem cywilizacyjnym, z którego teraz coraz częściej się rezygnuje.
Pracownicy agencji reklamowych, firm marketingowych, dystrybucyjnych, przedstawiciele handlowi prawie zapomnieli o leniwych popołudniach w dni powszednie i beztroskich weekendach. Wypada zostawać po godzinach, nie wypada opuszczać firmy przed szefem.