Archiwum Polityki

Gesty wrześniowe

Po raz pierwszy rocznicę hitlerowskiej napaści na Polskę tak demonstracyjnie i intensywnie obchodziliśmy razem z Niemcami: na Westerplatte, w Warszawie, w Berlinie, a nawet w Weimarze, gdzie 30 sierpnia spotkali się ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji, ukazując żywotność wspólnego "trójkąta weimarskiego". Potem, 1 września, może nie całkiem o 4.45, ale jednak wczesnym rankiem, Aleksander Kwaśniewski powitał na moście granicznym między Frankfurtem nad Odrą a Słubicami nowego prezydenta Niemiec Johannesa Raua, skąd szefowie obu państw razem polecieli do Gdańska.

Polityczna reżyseria gdańskich obchodów była bez zarzutu. Na Westerplatte nareszcie doszło do gestu pojednania dwóch prezydentów, do którego dziesięć lat temu nie dopuścił Helmut Kohl, nie chcąc z jednej strony dowartościować generała Wojciecha Jaruzelskiego, a z drugiej zazdrosny o szacunek, jakim w Polsce cieszył się Richard von Weizsäcker. Teraz spotkanie obu prezydentów z polską młodzieżą - z okazji pierwszego dnia szkoły - oraz ich wspólna obecność na koncercie izraelskiej orkiestry i polskiego chóru, wykonujących między innymi "Zmartwychwstanie" Gustava Mahlera, ilustrowało zasadnicze sensy tej wizyty: spotkanie, wychowanie, pojednanie i odrodzenie w wielonarodowym sąsiedztwie i współpracy. I taka też była wymowa licznych polsko-niemieckich spotkań i uroczystości z okazji 1 września: wizyty marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego w Berlinie i koncertu Krzysztofa Pendereckiego, a przede wszystkim wizyty kanclerza.

Gerhard Schröder ani nie zamierzał konkurować z Johannesem Rauem, ani też nie chciał całej energii swej wizyty poświęcać sprawom przeszłości. Do Polski przyjechał 3 września i zamierzał przede wszystkim podziękować Polakom za ich wkład w upadek muru berlińskiego. Poprzez akcentowanie współpracy politycznej, gospodarczej i wojskowej Polski i Niemiec kanclerz starał się nadać wzajemnym stosunkom przyspieszenia.

Jednak to pewna smutna reguła, że zarówno Niemcom jak i nam łatwiej rozmawiać o tym, co było, niż o tym, co mogłoby być. Przeszłość narzuca znaną liturgię i wypracowane role przypominania cierpień, wyznania win, wymiany gestów pojednania i zapewnień o narastającej przyjaźni. Równocześnie tak jakoś dzieje się w polsko-niemieckich dziejach, że wspaniałe gesty przesłaniane są dramatycznymi często wydarzeniami wewnętrznymi. W 1970 r.

Polityka 37.1999 (2210) z dnia 11.09.1999; Wydarzenia; s. 15
Reklama