"Przychodzę jako człowiek Solidarności, wierny jej sierpniowemu dziedzictwu" - powiedział pan w Sejmie 12 września 1989 r., w dniu powołania rządu. Określał pan to dziedzictwo jako wielkie zbiorowe wołanie społeczeństwa o podmiotowość, gotowość do solidarnego i zdecydowanego działania, ale także jako zdolność przekraczania sporów i podziałów, umiejętność poszukiwania partnerstwa, wyrzeczenie się myślenia w kategoriach brania odwetu za przeszłość. Jak się to dziedzictwo spełniło, co z niego do dziś przetrwało?
Myślę, że gdy idzie o pierwszą część, czyli wołanie społeczeństwa o podmiotowość, to przetrwało bardzo wiele, o wiele więcej niż czasem skłonni jesteśmy przyznać. Brak wolności odczuwa się jak brak powietrza, istnienia powietrza już się nie odczuwa. Dziś jest ona czymś normalnym. Gdy zaś idzie o zdolność przekraczania sporów i poszukiwanie partnerstwa uważam, że bez takiej filozofii, która przysporzyła mi wiele krytyki i przykrości, przeprowadzenie Polski przez ten trudny czas nie było możliwe. Jestem przekonany, że tej filozofii bardzo wiele zawdzięczają zmiany, jakie dokonały się w innych krajach. Gdyby w Polsce nastąpił odwet, doszło do ostrego konfliktu, zmiany ku demokracji u naszych sąsiadów mogły zostać na jakiś czas zahamowane. Ważne jest jednak także i to, czy w świadomości ludzi pozostało przekonanie, że trzeba podziały przekraczać, że istnieje konieczność ich przekraczania? Czasem wydaje mi się, że podziały ostro występują jedynie w obrębie klasy politycznej, choć zdarza się, że taki zarzut formułują wobec mnie ludzie spoza tej klasy. Mam jednak głębokie przekonanie, że dla młodego pokolenia te sprawy są coraz mniej ważne, co z jednej strony jest zjawiskiem optymistycznym, ale też skłania do postawienia pytania - czy ci młodzi ludzie zdają sobie sprawę z tego, jak wielka to była zmiana?