Archiwum Polityki

Żadnych Polaków

Artykuł o szykanowaniu polskich podróżnych na granicy czesko-austriackiej w Drasenhofen ("Na granicy jest strażnica", POLITYKA 31) wywołał reakcje, których liczebność i ton trudno było przewidzieć. Piszą ludzie nie tylko z całego kraju, lecz także z odległego świata (np. z USA), a opisywane przez nich zdarzenia miały miejsce w różnym czasie od 1994 r. zaczynając. Z tych listów układa się obraz, w którym szykany i wrogość austriackich celników przeplatają się z całkowitą bezczynnością ich zwierzchników.

To każe powrócić do "Strażnicy na granicy", zwłaszcza że głosy polskie i austriackie współbrzmią często wyjątkowo zgodnie. Polski czytelnik pisze w liście do redakcji: "Nie ma co się oszukiwać, mamy do czynienia ze świadomą polityką. Celnik na służbie reprezentuje państwo, a nie krąg towarzyski. Austria z kolei to nie Zair, gdzie każdy robi co chce. Tu porządek musi być, więc jedna instrukcja z Wiednia rozwiązałaby cały problem". Wtóruje mu najpoważniejszy dziennik wiedeński "Die Presse" (z 7 czerwca 1996): "Już w listopadzie 1994 r. ťDie PresseŤ drukowała raport o zawstydzających stosunkach na tym przejściu granicznym po tym, jak polski ambasador w Wiedniu i późniejszy minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski padł ofiarą grubiańskich szykan ze strony zatrudnionych tu urzędników".

W Warszawie od lat funkcjonuje Austriacki Ośrodek Informacji Turystycznej. Przed trzema laty kierowała nim p. Helga Bloder, która tak oceniała skutki praktyk granicznych w Drasenhofen: "Celnicy i pogranicznicy postępują tak nieprzyjaźnie i grubiańsko wobec polskich gości, że wyrządza to poważne szkody obrazowi Austrii" ("Die Presse"). Minęły 3-4 lata, a jej następczyni p. Franca Maria Kobenter w liście do swych władz użalała się podobnie u progu tegorocznego sezonu. "Coraz częstsze niezadowolenie ze sposobu, w jaki witamy polskich obywateli, czyniąc z nich obywateli drugiej klasy, sprawia, że stawiam sobie pytanie, czy moja praca na rzecz rozwoju turystyki nie jest bezsensownie przekreślana. Ponad sto tysięcy obywateli polskich spędza urlop zimowy w Austrii (daje to mniej więcej 700 tys. noclegów). To jest wielkość, z której nie tak łatwo przyjdzie zrezygnować naszym hotelarzom i prowadzącym inne placówki turystyczne. To że ten rynek rozwija się dynamicznie, zawdzięczamy także polskiej prasie, poświęcającej wiele miejsca naszym terenom narciarskim.

Polityka 39.1999 (2212) z dnia 25.09.1999; Społeczeństwo; s. 78
Reklama