Archiwum Polityki

Giaur warmiński

Akcja powieści „Czwarte niebo” Mariusza Sieniewicza (nominowanego w tym roku do Paszportu „Polityki”) toczy się w określonym miejscu i czasie. Jest to Olsztyn, miasto północne, a ściślej jego mniej reprezentacyjna dzielnica Zatorze, jak sama nazwa wskazuje położona w pobliżu linii kolejowej. Słychać tu przejeżdżające pociągi, które jednak nie pędzą w daleki świat, ale co najwyżej do Braniewa. Nikt zresztą nie zamierza stąd wyjeżdżać. Mamy czas teraźniejszy, ale mieszkańcy Zatorza sprawiają wrażenie, jakby zostali w czasie przeszłym: co się miało stać, to się już stało, kto miał w nowej Polsce zrobić karierę, ten już zrobił, kto miał wyjechać do Warszawy, to wyjechał. Teraz jest już po zawodach, zaś następnego turnieju kwalifikacyjnego w najbliższym terminie nie przewiduje się.

Na takim tle pojawia się główny bohater „Czwartego nieba” Zygmunt Drzeźniak, dobiegający trzydziestki, nieudacznik z wyboru. Coś tam studiował, lecz bez sukcesów, teraz dorabia w uczelni jako portier, traktując zajęcie tymczasowo. Wałęsa się bez wyraźnego celu po mieście, nie takim znowu rozległym, spogląda jednak na rzeczywistość z poczuciem wyższości, jak kibic na mecz w życie, prowadzony bez przestrzegania reguł fair play. Osiągnięcia jego znajomych, mających bardziej aktywny stosunek do rzeczywistości, nie są imponujące: „Bocian – poeta, o świcie oczyszczający ulice. Trawka – bezrobotna artystka po studiach, z kilkoma bezużytecznymi wystawami. Rubin – muzykujący jelonek na rykowisku miasta. Małgorzatka – pokojówka notarialnych salonów, z kawą i ciasteczkami, dymająca po dziesięć godzin dziennie”. Nie ma czego zazdrościć.

Zygmunt, odmieniec, „giaur warmiński”, jak charakteryzuje go autor, otwiera czasami okno i wrzeszczy z mieszkania na trzecim piętrze: „Nie, nie, nie!

Polityka 4.2004 (2436) z dnia 24.01.2004; Kultura; s. 49
Reklama