Ubu stoi na czele całkiem pokaźnej grupy legitymujących się polskim pochodzeniem spryciarzy, awanturników i aferzystów, uwiecznionych w literaturze powszechnej przez bardziej i mniej znanych pisarzy. Niedźwiedzią przysługę oddał nam sam Dostojewski, do dziś namiętnie czytany przez intelektualistów. Autor „Idioty” poznał naszych rodaków bliżej w latach 1850–1854 w trakcie zesłania w Omsku. Uwagi Dostojewskiego o polskich zesłańcach we „Wspomnieniach z domu umarłych” („Polacy to ludzie chorzy duchowo, zgryźliwi, rozjątrzeni, nieufni”) to niemal panegiryk w porównaniu z portretami Polaków w jego najsłynniejszych powieściach, gdzie autor wyraźnie już sobie pofolgował. W „Zbrodni i karze” dwu Polaczków (jak lubił nas nazywać pisarz) pojawiło się u żyjącej w nędzy Katarzyny Marmieładow, która za resztkę pieniędzy wyprawiła swojemu mężowi pogrzeb i stypę. Nasi rodacy zmarłego nie znali, ale na stypie się pojawili, żeby za darmo się najeść i napić. I chyba nie sprawili najlepszego wrażenia na pozostałych gościach, bo ci wyrażali obawę o pożyczone na czas stypy srebrne łyżki, które mogą zostać skradzione.
Również w „Braciach Karamazow” Polacy są pozbawionymi honoru łajdakami. Gdy jeden z braci, Dymitr, proponuje pewnemu Polakowi pieniądze za zostawienie w spokoju jego ukochanej Gruszeńki, ten żąda wyższej sumy, a gdy to okazuje się niemożliwe, informuje o otrzymanej propozycji Gruszeńkę, strojąc się w szaty honoru. Polak ten jest nie tylko łajdakiem, ale i wyjątkowym brzydalem („grubas, nieco obrzękła twarz z maleńkim noskiem, pod którym pretensjonalnie sterczała para ostrych, cieniutkich wąsików”), aż dziw więc bierze, że piękna Rosjanka mogła o nim poważnie myśleć jako o życiowym partnerze.