Archiwum Polityki

Sędzio, osądź się sam

Krajowa Rada Sądownictwa, która obradowała w ubiegłym tygodniu, słusznie alarmuje, że sądy są zaniedbane i zacofane technicznie (na przykład akta dalej zszywa się ręcznie - igłą i dratwą), warunki pracy często urągają przyzwoitości, a pracownicy zarabiają grosze. Choć uważam, że sądy trzeba doposażyć w pierwszej kolejności, zwłaszcza iż na siebie zarabiają - program naprawczy nie może być wyłącznie związany z żądaniem nowych nakładów pieniężnych. W Polsce nastąpiła zapaść wymiaru sprawiedliwości. W sądach zalegają setki tysięcy spraw, na wyroki czeka się bardzo długo, całymi latami. W najgorszym poczuciu - bo w poczuciu bezsilności.

Premier Jerzy Buzek  dla uspokojenia społeczeństwa zapowiedział ogólnikową  poprawę pracy policji i sądów (w programie rządu na następne dwa lata)  oraz zmianę kodeksu karnego w kierunku zaostrzenia kar, także dla młodocianych przestępców.

Odpowiada to ogólnemu życzeniu i nastrojom społecznym, ale ma nikły związek z rzeczywistością. Najłatwiej straszyć karami, lecz by w ogóle ukarać - trzeba najpierw przestępcę złapać. Tymczasem wykrywalność sprawców przestępstw w dużych miastach (patrz: "Atlas Przestępczości w Polsce" opublikowany niedawno przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości), zwłaszcza w Warszawie, jest zatrważająco niska. Szansa wykrycia sprawcy poważnej kradzieży w województwie warszawskim jest mniejsza niż jeden na sto, włamania - cztery na sto. Można więc surowiej ukarać czterech włamywaczy na stu, lecz dziewięćdziesięciu sześciu nie będzie ukaranych ani surowo, ani łagodnie, tylko wcale.

Jeśli już sprawy trafiają do sądu - ofiara przestępstwa staje się dodatkowo ofiarą niesprawiedliwości sądów. Na prowincji jest nieco lepiej, lecz w miastach, zwłaszcza dużych miastach - po prostu rozpacz. Niektóre sprawy, zapewne drobniejsze, przesuwane są na koniec kolejki. Dochodzi do sytuacji absurdalnych. Przestępstwo popełnione w 1996 r. w Warszawie będzie osądzone około 2001 lub 2002 r., czyli po 6 lub 7 latach od zdarzenia, kiedy pamięć świadków nie gwarantuje już żadnej sensownej oceny i czyn "idzie na uniewinnienie" z braku dostatecznych dowodów.

Kiedy mowa o sądach, ludzie myślą na ogół o sprawach karnych. A przecież sprawy cywilne mogą nieść nie mniejszy ciężar krzywd i "łaknienia sprawiedliwości". Otrzymuję dramatyczne listy w takich sprawach.

Polityka 41.1999 (2214) z dnia 09.10.1999; kraj; s. 20
Reklama