Jan S. pochodzi z Pruszkowa. Swoje pierwsze pieniądze zarobił w czasie studiów w Warszawie: wraz z grupą przyjaciół tworzyli spółdzielnię studencką. To właśnie ta grupa starych "spółdzielców" utworzyła później łańcuszek firm i pośredników uprawiających inżynierię podatkową.
- To ludzie nietuzinkowi: wykształceni, sprytni, ostrożni - mówi prokurator prowadzący sprawę. Jan S. zamieszkał w Józefowie; rozkręcił interesy najpierw w Warszawie. Gdy kontrole skarbowe zaczęły go tropić, przeniósł swą firmę Kolmer Holding do Mikułowic k. Buska Zdroju. A stąd opanował południowo-wschodnią flankę: od Kielc po Przemyśl, Krosno, Stalową Wolę, Tarnobrzeg, Rzeszów. W 1996 r. dołączył do współpracy Stanisław P., jeden z najzamożniejszych ludzi na Pomorzu Zachodnim, właściciel pałaców w Koszewku i Koszewie k. Stargardu Szczecińskiego i kilku tysięcy hektarów ziemi, firmy Texass Ranch Company, obywatel polski i USA, o którym nie wiadomo, skąd naprawdę miał pieniądze. Znajomy Jana S. od 1992 r. Stanisław P. bronił północno-zachodniej flanki, od Szczecina po Gorzów.
Grupa działała według scenariusza obrotu towarami i usługami, który nie był banalny ani rutynowy. Jan S., były szachista, precyzyjnie planował każdy ruch: która spółka ma towar kupić, która go sprzeda, po jakiej cenie, w jakiej formie przyjmie zapłatę. Było to możliwe, ponieważ wszystkie 70 spółek holdingu zostało powiązanych personalnie i kapitałowo: w zarządach byli zawsze ci sami ludzie, choć pełnili różne funkcje. Każda spółka była też udziałowcem kilku innych, które równocześnie były jej udziałowcami. Transakcje odbywały się we własnym gronie, dlatego dało się je zaplanować i realizować. Natomiast celem tych transakcji handlowych nie była działalność gospodarcza, lecz jedynie wystawianie faktur. Działalność to były głównie operacje na papierze, podczas gdy towar leżał spokojnie w magazynie.