Archiwum Polityki

Świadek niewidka

Na głowie kaptur z otworem na oczy. Tak wyglądał przesłuchiwany przed pół wiekiem przez komisję Kongresu USA świadek zbrodni sowieckiej w Katyniu i ta konieczna maskarada wstrząsnęła wówczas opinią światową. Zwróciła też uwagę na bezpieczeństwo osób, które dając świadectwo prawdzie mogły nawet narazić swe życie. Po latach wciąż gorączkowo i usilnie poszukuje się sposobów ochrony zeznających, poczynając od ich maskowania, a kończąc na przesłuchiwaniu w osobnych pomieszczeniach, z transmisją głosu na salę rozpraw.

Czy znaleziono pewną już receptę na bezpieczeństwo osób służących pomocą wymiarowi sprawiedliwości?

Czy przebranie, zasłonięcie twarzy, zniekształcony specjalnym urządzeniem głos, umieszczenie wśród dwóch innych osób, zbliżonych wzrostem, sylwetką, ruchami nie pozwoli już światu przestępczemu na ustalenie tożsamości zeznającego i ochroni go przed szantażem, terrorem, zemstą? Toruński świadek zeznawał swobodnie, pewnie i bez obawy. Na pytanie sądu, co powiedziałby, gdyby przyszło mu zeznawać bez wszelkich zabezpieczeń, odpowiedział, że nie przyznałby się nawet, iż cokolwiek widział.

Świadka przypadkowego, nieznanego przestępcy, łatwo można zamaskować. Gorzej z człowiekiem, którego zeznania wskazują wyraźnie na to, kto je składa albo zawężają grono osób wchodzących tu w grę. Jeżeli ktoś składa zeznanie o groźbie zdemolowania sklepu, gdy nie zapłaci haraczu, albo opisuje, jak ukradziono mężowi Mercedesa, na nic zda się wszelki kamuflaż, ponieważ osoby tego świadka ukryć się nie da. Tutaj odsunięcie niebezpieczeństw jest możliwe tylko przez ochronę policyjną, o której wiemy tyle, że nie ma na nią pod dostatkiem pieniędzy lub potrzebnych policjantów. Jednakże toruński precedens jest nie do zlekceważenia, ponieważ pokrzepił wymiar sprawiedliwości i obywateli, a zakłopotał poważnie świat przestępczy. Zawsze bowiem (lub bardzo często) czyjeś nieznane oczy mogą widzieć, a uszy słyszeć to, co się wydarzyło. Przypuszcza się już, że gdyby tę metodę zastosowano w sprawie o zabójstwo Wojtka Króla, studenta Politechniki Warszawskiej, inaczej potoczyłby się ten proces.

Toruński precedens pozwala na optymizm, ale bardzo umiarkowany. Liczba świadków incognito stale rośnie. W 1996 r. było ich ogółem zaledwie 300 na setki tysięcy osądzonych spraw karnych, teraz dochodzi w niektórych procesach do 100 osób.

Polityka 45.1999 (2218) z dnia 06.11.1999; Wydarzenia; s. 18
Reklama