Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Jak SB obaliła komunizm

Sąd lustracyjny orzekł, że Marian Jurczyk popełnił kłamstwo lustracyjne. Nie przyznał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, którą podjął pod groźbą utraty życia. Tę przewidzianą ustawowo formułę dodał sąd. Jurczyk zapowiada odwołanie do wyższej instancji i powtarza - jestem niewinny, nie współpracowałem. Nie zaprzecza jednak, że coś podpisał.

Sprawa Mariana Jurczyka jest najgłośniejszym z dotychczasowych procesów lustracyjnych. Rzecznik interesu publicznego wystąpił przecież, a sąd uznał jego racje, przeciwko przywódcy sierpniowego strajku na Wybrzeżu Szczecińskim, przeciwko - jak powiada się, zapewne z pewną przesadą - jednej z legend Solidarności. Dziś mało kto staje w obronie tej legendy. Po ogłoszeniu wyroku wypowiedziało się wielu polityków. Wprawdzie wszyscy radzili czekanie na apelację, ale jakoś bez przekonania. Raczej z wiarą, że coś tam jednak było. W procesie lustracyjnym samo skierowanie sprawy do sądu ma moc wyroku, a tu już jest wyrok. Niektórzy nawet nie chcieli czekać na apelację. Oto na przykład minister spraw wewnętrznych Marek Biernacki (szczęśliwie obdarzony przywilejem późnego urodzenia) od razu skojarzył, że Jurczyk został przecież prezydentem Szczecina skutkiem sojuszu z SLD, a więc właściwie wszystko jest jasne. Tym samym tropem poszedł Stefan Niesiołowski. Jedynie Lech Wałęsa mówił, że trzeba pamiętać o klimacie lat siedemdziesiątych, w którym nie wyrastało zbyt wielu bohaterów.

Nie jest znane uzasadnienie wyroku, nie są znane akta sprawy, a więc nie sposób ocenić, jak wyglądały owe niedobrowolne kontakty Jurczyka ze Służbą Bezpieczeństwa w latach siedemdziesiątych, w Szczecinie, gdzie żywa była pamięć represji po strajkach w grudniu 1970 r., w których on sam czynnie uczestniczył. Kiedy nie było jeszcze gotowych do obrony adwokatów ani instrukcji, jak bronić się przed Służbą Bezpieczeństwa, gdy środowiska opozycyjne były nieliczne i nie docierały do robotników. Być może Jurczyk jakieś zobowiązanie do współpracy podpisał. Nie wiadomo, dlaczego nie poinformował o tym w oświadczeniu lustracyjnym. Być może w swoim sumieniu uznał, że jeżeli nie donosił na kolegów, to nie współpracował, a może nie miał mu kto doradzić, jak to oświadczenie wypełnić.

Polityka 49.1999 (2222) z dnia 04.12.1999; Wydarzenia; s. 16
Reklama