Zawetowanie przez prezydenta ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, a właściwie uzasadnienie tej decyzji, stało się powodem pierwszego w obecnej kadencji parlamentarnej konfliktu między Aleksandrem Kwaśniewskim i Sejmem.
Prezydent stwierdził, że zasadniczym powodem weta był sposób procedowania nad podatkami, przeczący konstytucyjnej zasadzie państwa prawa i naruszający prawa parlamentarnej mniejszości. Marszałek Maciej Płażyński uznał ten argument za nieumotywowany, wkraczający w autonomię parlamentu i aby przedstawić swe stanowisko opinii publicznej, wybrał metodę rzadko przez marszałków Sejmu stosowaną - przed rozpoczęciem debaty złożył oświadczenie, w którym skrytykował prezydenta za pouczanie parlamentu i powołując się na konstytucję, a także orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego wywodził, że na dobrą sprawę argumentacja prezydenta ma wymowę głównie propagandową i godzi w dobre imię parlamentaryzmu.
Weto jest jednym z konstytucyjnych środków, jakie ma prezydent, by wyrazić swój sprzeciw wobec ustawy. Jest ono instrumentem ściśle politycznym, gdyż w przypadku wątpliwości natury prawnej istnieje możliwość przesłania ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Aleksander Kwaśniewski wybrał weto - środek szybki, gdyż koalicja nie ma większości zdolnej je oddalić, bardziej widowiskowy i wyrazisty propagandowo.
Tę propagandową wyrazistość wzmacniała argumentacja użyta w uzasadnieniu. Prezydent nie wdawał się w merytoryczną ocenę ustawy, nie przywoływał argumentów ekonomicznych, które w tej sprawie były najistotniejsze. Nie można przecież bezkrytycznie odrzucić obaw o to, jaki będzie stan budżetu państwa w 2002 r., kiedy miałyby obowiązywać dwie stawki podatkowe i ulec obniżeniu stawka najniższa, w największym stopniu rzutująca na wpływy do budżetu. W tej sprawie między ekspertami ekonomicznymi istnieje zasadniczy spór i można zrozumieć wątpliwości prezydenta, jego doradców i SLD, co stanie się po ewentualnie wygranych przez Sojusz wyborach. Czy znów nie trzeba byłoby rozpoczynać rządzenia od podnoszenia podatków, co po ostatnich dyskusjach jest politycznie zabójcze, a nawet niemożliwe.