Jest to kino sugestywne i w tym miejscu konieczne jest ostrzeżenie: Sz. Czytelnicy, którzy jeszcze nie widzieli filmu, lecz życzą sobie mieć z niego pełną satysfakcję, nie powinni czytać tego tutaj tekstu: w odbiorze "Oczu" ważne jest to, co profesjonaliści nazywają suspens, czyli napięcie.
Czy jednak na pewno pasuje tu ono? Podobny niepokój stosowny jest w sensacji, tymczasem tutaj treść stanowi błąkanie się po nocy doktora Harforda, z intencją, by odbyć przygodę męsko-damską i głównym pytaniem, jakie zarówno on, jak my sobie stawiamy, jest, czy mu się to uda. Bowiem żona po dziewięciu latach małżeństwa - mają córkę - powiedziała mu, że kiedyś tam miała ochotę na oficera marynarki spotkanego przelotnie, co niespodziewanie dla niego ugodziło go tak dotkliwie, że wyruszył z zamiarem dokonania aktu niewierności. Co stanowi całą treść filmu ciągnącego się dwie godziny i czterdzieści minut.
Temat podobnie, zdawałoby się, ograniczony wygląda na wyjątek w dorobku Kubricka. Bowiem jego znaczenie w dziejach kina polega na podejmowaniu gatunków popularnych i przekształcaniu ich w dzieła sztuki. "2001: Odyseja kosmiczna" była to science fiction, która stawiała pytanie o los ludzki we wszechświecie, "Lśnienie" ("Shining") był to horror, który - w wykonaniu Jacka Nicholsona - przekształcił się w dramat twórczości, która nie może się spełnić i popada w szaleństwo. "Barry Lindon" - film kostiumowy w rodzaju tłuczonym w Hollywood stał się wizją społeczności przeżartej przez obłudę. Co więcej, były to imponujące widowiska, wypielęgnowane co do szczegółu, w wypracowanym stylu.
Skąd więc wzięło się kameralne zainteresowanie Kubricka dla rozgoryczonego Harforda, który samotnie przez pół doby snuje się po ulicach? Nie mniej dziwne wydaje się źródło literackie "Oczu".