Archiwum Polityki

Żabojady i kowboje

George Bush rozumie się z Jacquesem Chirakiem tak samo, jak rozumiał się z Saddamem Husajnem. Ten dialog głuchych ma swe źródło w niemal dziedzicznych różnicach kulturowych między obiema nacjami – głosi najmodniejsza książka sezonu.

We francuskich dziennikach telewizyjnych sprawom Iraku poświęca się zazwyczaj około pół minuty. Odnotowuje się kolejne zamachy i liczy zabitych. Czasem kolejne 30 sekund przypadnie na komentarz polityczny. Ważniejsze jest, że związkowcy grożą strajkiem, rząd znosi jeden z dni wolnych od pracy dla uzyskania pieniędzy na pomoc dla starców czy też, że instaluje się radary wysyłające automatycznie mandaty za przekroczenie szybkości. Można dyskutować bez końca, czy jest to wynik manipulacji mediami. Tak czy owak losy Amerykanów w Iraku obywateli Francji po prostu nie bardzo interesują, choć czują, że klęska w Iraku byłaby klęską całego Zachodu.

Przeciętny Francuz jest przekonany, że Amerykanie mają swój interes w okupacji (innego słowa się nie używa) Iraku. George Bush wykorzystał atak terrorystów z 11 września do prowadzenia polityki (wcześniej nie miał na nią pomysłu), która ma mu zapewnić ponowny wybór na stanowisko prezydenta USA i wzmocnić hegemonię Stanów w świecie. Najgorsze zaś, że Amerykanie nie rozpoznali realiów arabskich ani psychiki Arabów. Ponieważ sądzi tak znakomita większość francuskiego społeczeństwa i polityków, od skrajnej lewicy poprzez rząd i prezydenta do nacjonalisty Le Pena, to o czym tu dyskutować?

Kontrast z sytuacją z czasów pierwszej wojny w Zatoce jest wyraźny. Wówczas dokonywano dramatycznych wyborów. Ówczesny minister obrony Jean-Pierre Chevènement spierał się z prezydentem François Mitterrandem i złożył dymisję wkrótce po rozpoczęciu wojny. Podzielone były wszystkie partie polityczne. Dziś istnieją wprawdzie grupy intelektualistów popierających demokratyzację Iraku à l’américaine, ale nie znajdują one zbytniego posłuchu.

André Gluksmann, jeden z francuskich dyżurnych filozofów, przestał pokazywać się w telewizji.

Polityka 2.2004 (2434) z dnia 10.01.2004; Świat; s. 48
Reklama