Od trzech lat stan naszych finansów publicznych wyraźnie się pogarsza. Deficyt fiskalny, czyli ta część wydatków państwa, która nie ma pokrycia w jego dochodach, wzrósł z 3 proc. PKB w 2000 r. do ponad 5,5 proc. PKB w latach następnych. W bieżącym roku, mimo przyspieszenia tempa wzrostu gospodarki, deficyt przekroczy prawdopodobnie 7 proc. PKB, jeżeli liczyć go według dotąd stosowanej metodologii.
Aby sfinansować szybko rosnące wydatki, trzeba było zaciągać długi. W 2000 r. dług publiczny wyniósł około 40 proc. PKB. W 2003 r. przekroczył 50 proc. PKB – pierwszy tzw. próg ostrożnościowy z ustawy o finansach publicznych. Drugi próg, czyli 55 proc. PKB, może zostać przekroczony w tym roku. (A to oznacza coraz bardziej surowe ograniczenia przy konstruowaniu kolejnych budżetów).
Szczególnie szybko rósł dług zagraniczny zaciągany przez państwo. Jego udział w całym długu publicznym zwiększył się w 2003 r. o prawie 1,5 pkt. proc. i przekroczył 40 proc. Za granicą zaciągnięto nowe pożyczki na sumę 1,1 mld euro. Ale zagraniczni wierzyciele kupili też dużą część skarbowych papierów wartościowych wyemitowanych w kraju. Wartość posiadanych przez nich obligacji wzrosła – drugi rok z rzędu – o 10 mld zł, przekroczyła 40 mld zł i była prawie dwuipółkrotnie wyższa niż na koniec 2000 r. Zadłużanie się u wierzycieli zagranicznych coraz silniej uzależnia Polskę od zewnętrznego kapitału portfelowego, który łatwo może odpłynąć. Jego nagła ucieczka w wielu krajach zakończyła się kryzysem.
Dług wewnętrzny w istotnej mierze przypadał na krajowe banki. W latach 1998–2000 dług publiczny w bankach zwiększył się o 7 mld, co oznaczało nominalny wzrost o 14 proc.