Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Ciemna strona Internetu

Brutalna przemoc, twarda pornografia, polujący na swe ofiary pedofile, zdumiewająco bezradne organy sprawiedliwości – to ponury obraz Internetu, jaki wyłania się z coraz częstszych alarmujących doniesień prasowych. Jak okiełznać sieć, która z zasady jest wolna i otwarta?

Jakub Śpiewak, założyciel i prezes fundacji KidProtect, zajmującej się ochroną dzieci, zaczyna dzień od „nalotu” na czaterie, internetowe miejsca spotkań i pogawędek. Sekcje (pokoje), w których spotykają się dzieci, są ulubionym celem pedofilów. Wcielają się w postaci małolatów, by nawiązać pierwszy kontakt, który często później prowadzi do wydobycia konkretnych informacji: adresu e-mail, numeru telefonu po to, by spotkać się w „realu”.

Tak działał dwudziestoletni pedofil zatrzymany na początku lipca na Śląsku. Przez Internet zwabiał 10–11-letnich chłopców, których później wykorzystywał w pornograficznych sesjach zdjęciowych. – Sygnały o molestowanych za pośrednictwem Internetu dzieciach otrzymujemy od wolontariuszy każdego dnia – mówi Śpiewak. – Osobiście niemal codziennie przeganiam z dziecięcych pokoi czatowych nieproszonych gości. Prezes KidProtect dzieli internetowych pedofili na kilka kategorii, najbardziej niebezpieczni są „e-wujkowie”, typy doskonale znające psychologię dziecięcą, umiejące bezbłędnie wcielić się w psychikę młodego człowieka, cierpliwie przez długi czas osaczające swoją ofiarę.

Najbardziej podatne na agresję są dzieci z problemami, którym upust dają w coraz popularniejszych blogach, internetowych otwartych dla wszystkich pamiętnikach. Poznanie zwierzeń dziecka to najlepszy klucz do jego serca. Najwytrawniejsi amatorzy przygód z dziećmi są nie tylko dobrymi psychologami, ale równie dobrze znają się na prawie. Dobrym przykładem są „boyloverzy” i „girlloverzy” tłumaczący, że nie mają nic wspólnego z pedofilią, a swoje zainteresowania małoletnimi chłopcami lub dziewczynkami obudowują nawet swoistym kodeksem etycznym.

Polityka 31.2004 (2463) z dnia 31.07.2004; Nauka; s. 66
Reklama