Archiwum Polityki

Prawo matki: wiedzieć

Agnieszka Szymańska spod Wągrowca tak bardzo chciała cieszyć się z dziecka, że była pewna: Rozalia dobija się piąstkami na świat – choć mała wcale nie miała rąk. Że kopie w brzuch – a przecież nie miała nóg. Dziewczynka urodziła 8 stycznia 2004 r. z tzw. fokomelią. Gdy Agnieszka zobaczyła, że jej córeczka nie ma kończyn, przeżyła niewyobrażalny szok.

Janusz Ł., szanowany w Wągrowcu ginekolog położnik (właściciel prywatnego gabinetu z okazałym szyldem), twierdzi, że rozpoznał wadę dziecka na USG, lecz uznał, że matka nie musi wszystkiego wiedzieć.

– Ta historia dowodzi, że tkwimy w jeszcze gorszej Polsce niż kilka lat temu – uważa mecenas Agnieszka Miksa, do której Szymańska zwróciła się o pomoc. Miksa społecznie, bez honorarium, prowadzi już sprawę Barbary Wojnarowskiej, zwaną pierwszym w Polsce procesem o złe urodzenie (patrz ramka).

Przy kolejnych badaniach w wągrowieckiej poradni ginekologicznej Agnieszka Szymańska słyszała ciągle to samo: dziecko dobrze się rozwija. – Do tego Ł. nie pokazał mi żadnego USG. Na ostatnie badanie w 28 tygodniu ciąży przyniosłam bombonierkę. Ł. bombonierkę wziął, ale traf chciał, że akurat wtedy Rozalia odwróciła się do niego pleckami. Tak powiedział. Ale lekarz tak długo patrzył na monitor i jeździł aparatem po moim brzuchu, że poczułam lęk. Zapytałam, czy coś jest nie tak. Ł. uspokoił mnie, że będę szczęśliwą matką.

Lekarz mówił o dysproporcji

Wersja dr. Ł.: W trakcie pierwszego USG w 8 tygodniu ciąży wada nie była widoczna. Tak samo w kolejnym – w 22 tygodniu ciąży. Dysproporcję – jak mówi – w budowie płodu dostrzegł w trakcie ostatniego USG. Wtedy zauważył, że dziecko nie ma rąk ani nóg. – Byłem już tylko biernym obserwatorem – tłumaczy.

Polityka 31.2004 (2463) z dnia 31.07.2004; Społeczeństwo; s. 70
Reklama