Hejt leje się strumieniami. Ale to, co mnie zmroziło, to że Naczelna Izba Lekarska skierowała na mnie zawiadomienie do rzecznika odpowiedzialności zawodowej. To podróż w jedną stronę – mówi „Polityce” Gizela Jagielska, ginekolożka z Oleśnicy, jednego z kilku szpitali, które przeprowadzają legalne aborcje.
To już kolejny raz, gdy Grzegorz Braun pod osłoną swego immunitetu dokonuje przestępstw. Niby przepisy i zdrowy rozsądek podpowiadają, jak postępować, gdy poseł rozrabia bądź nadużywa władzy. Ale, jak widać, to nie wystarczy.
Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.
Położyć na trzy dni w szpitalnym łóżku kobietę, w organizmie której rozwija się sepsa, to jak postawić ją pod ścianą z podniesionymi rękami, podczas gdy wokół świszczą kule. Prawdopodobieństwo, że przeżyje, jest podobne.
Od Pomorza po Tatry. Przyjmowałam pacjentki z podlaskiego, Rzeszowa, Szczecina, Pomorza, Olsztyna – zewsząd. Przyjeżdżają i dziwią się, że są u nas traktowane normalnie – mówi dr Gizela Jagielska, wicedyrektor szpitala w Oleśnicy na Dolnym Śląsku, ginekolożka.
Stawka legalizmu jest wysoka. Na jego ołtarzu złożono ofiarę z Izy, Agnieszki, Dominiki. Niestety mogą nie być jedynymi. Zosie, Krysie, Basie, Marysie... Narzeczone, żony, córki, siostry, przyjaciółki… Tumanione i ubezwłasnowolniane często perfidnym przekazem: Bóg tak chciał, Bóg dał, Bóg wziął!
Zachowajmy umiar, bo mam wrażenie, że podążamy w szaleńczym kierunku z przedwczesnymi ocenami na temat tego, kto tym razem zawinił – mówi dr Maciej Socha ze Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku. Żaden raport medyczny nie przywróci jednak zaufania między pacjentkami a ginekologami.
Zapowiedź kontroli „aborcyjnej” w Szpitalu Bielańskim wywołała prawdziwą burzę. Organizacje walczące o prawa kobiet tę decyzję konsultantki w dziedzinie położnictwa i ginekologii dla województwa mazowieckiego prof. Bronisławy Pietrzak interpretują jednoznacznie jako polityczny nacisk na szpital.
W internecie można obejrzeć zdjęcia dzieci z wadą, którą miał Ignacy. Z wystającymi oczkami, potworkowate, przerażające. Kiedy przed porodem dostałam zdjęcie Ignaca, usłyszałam: „to na pamiątkę, bo nie wiadomo, czy pani go zobaczy” – mówi Marta Wojtkowiak.
„W Szpitalu Bielańskim wraz z całym zespołem lekarzy uratowaliśmy tysiące dzieci i kobiet, a idąc do pracy, codziennie musieliśmy oglądać na plakatach porozrywane szczątki. Taki sam widok miały pacjentki z zagrożonymi ciążami leżące na oddziale” – opowiada prof. Marzena Dębska, położniczka i ginekolożka.