Misja zagrożona dożywociem
Prof. Marzena Dębska: Nie zakładajmy, że wszyscy lekarze to histerycy lub tchórze
JOANNA PODGÓRSKA: – Są jeszcze wśród młodych medyków szaleńcy, którzy wybierają specjalizację ginekologiczno-położniczą?
MARZENA DĘBSKA: – Są, ale coraz częściej wybierają specjalizacje, gdzie ryzyko jest znacznie niższe, a jeszcze można nieźle zarobić, takie jak medycyna estetyczna, dermatologia czy okulistyka... W ginekologii i położnictwie nie dość, że odpowiedzialność podwójna – za matkę i dziecko, to jeszcze jest ciągła presja – polityczna i ideologiczna. Widzę, co się dzieje nie tylko wśród młodych, ale także wśród doświadczonych lekarzy specjalistów. Nie chcą dyżurować albo w ogóle odchodzą ze szpitali.
Toksyczny koktajl. Lekarz może oberwać z obu stron: jako morderca dzieci albo morderca kobiet.
Pracujemy w wielkim stresie. Niestety, w naszym kraju powszechnie uważa się, że praktycznie każde niepowodzenie związane z ciążą i porodem to wynik błędu lekarza. A powikłania zawsze będą się zdarzały, bo nawet prawidłowa ciąża i poród wiążą się z dość istotnym ryzykiem. Wielu z nich nie da się przewidzieć, nie zawsze można im zapobiec. Dzisiaj jest tak, że schodząc z dyżuru, lekarz zastanawia się, czy nie dostanie wezwania od prokuratora.
Ciąża, w której płód jest ciężko chory, często a priori zwiększa ryzyko powikłań dla pacjentki. Jeśli kobieta zostaje zmuszona do kontynuacji takiej ciąży wbrew swojej woli, zagrożone jest również jej zdrowie psychiczne. Kto wie, może nawet życie. My mamy te ciąże prowadzić i odpowiadać za to, żeby kobiecie nic się nie stało. W mediach słyszymy, że pewne decyzje należy podejmować konsyliarnie, a być może także konsultować z prawnikiem. Świetny pomysł. Tylko na nocnym dyżurze, i to nie tylko w Pszczynie, kiedy jest się samemu i odpowiada za cały oddział, jest to po prostu niemożliwe.