Archiwum Polityki

Moore rusza na Busha

Kontrowersyjny, antybushowski dokument „Fahrenheit 9/11” Michaela Moore’a, który zdobył niedawno Złotą Palmę w Cannes, bije w Stanach rekordy powodzenia. Wkrótce polska premiera – będziemy mogli wyrobić własne zdanie.

Oskarżany o polityczną manipulację i uprawianie propagandy „Fahrenheit 9/11” przypomina chwilami ostry kabaret polityczny wymierzony w administrację urzędującego prezydenta. Z wyważonym „obiektywnym” dokumentem, cierpliwie wsłuchującym się w racje wielu stron, nie ma nic wspólnego. Tak jak i w nagrodzonych Oscarem „Zabawach z bronią”, Moore zadaje niewygodne pytania, łamie zasady politycznej poprawności i podważa oczywiste, zdawałoby się, prawdy na temat funkcjonowania demokratycznego społeczeństwa w kraju, który uchodzi za symbol wolności i respektowania praw człowieka.

Szanujący się artysta, którym niewątpliwie Moore jest, nie może żądać, by dzieło sztuki – z definicji bezinteresowne – było podporządkowane publicystycznej tezie. Inaczej staje się agitką, propagandą właśnie. „Fahrenheit 9/11” (tytuł nawiązuje do głośnej powieści i filmu s.f. „Fahrenheit 451” o społeczeństwie, w którym zabroniono książek), choć niewątpliwie należy do grupy filmów zaangażowanych, dziełem propagandowym nie jest. Jak to możliwe?

Wbrew temu, co piszą o autorze republikanie, Moore nie jest fanatykiem o lewackich poglądach. A za jego filmem nie stoi urojona, spiskowa teoria dziejów. Chociaż krytyk „The Washington Post” nazwał go nowym Goebbelsem, a „Fahrenheit 9/11” wredną propagandą, która ma przysparzać zwolenników kontrkandydatowi Busha, Johnowi Kerry’emu, reżyserowi trudno postawić zarzut świadomego fałszowania obrazu historii oraz tłumaczenia rzeczywistości za pomocą klucza ideologicznego. Przeciwnie, Moore chce tę historię odkłamać. Z szumu informacyjnego, który codziennie serwują media, wyławia fakty, które kuszą, by zajrzeć pod powierzchnię newsowej wersji wydarzeń.

Polityka 28.2004 (2460) z dnia 10.07.2004; Kultura; s. 52
Reklama