Archiwum Polityki

Jak wyleczyć eurokaca?

Wyniki europejskich wyborów 2004 są dzwonkiem ostrzegawczym. Jak tu wykrzesać entuzjazm, skoro w samym Parlamencie potężną frakcję stworzą eurosceptycy, przeciwni jakiejkolwiek integracji. Wjechał tam prawdziwy koń trojański.

Robert Kilroy-Silk, lider antyeuropejskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, nie owija w bawełnę. „Co będę robił w Parlamencie Europejskim? Ja go rozwalę – rąbnął do brytyjskich dziennikarzy. – Wykażę, że Parlament jest marnotrawny, skorumpowany i rozmywa brytyjską suwerenność”. Partia demaskatora Kilroya, byłej gwiazdy mediów, zdobyła 12 mandatów europejskich. Wzmocni w PE grupę dysydentów, którzy nie chcą integracji, nie tylko dalszej, lecz w ogóle żadnej.

Wyniki wyborów muszą niepokoić tych, którym marzyło się, że Parlament Europejski, zwłaszcza teraz – po przyjęciu 10 nowych państw członkowskich z ich domniemanym „apetytem na Europę” – rozbłyśnie pełnym blaskiem. I to właśnie nowa Unia – z wyjątkiem Cypru i Malty, które pobiły europejskie rekordy wyborczej frekwencji – pokazała figę Patowi Coxowi, przewodniczącemu ustępującego PE, który niezmordowanie pielgrzymował do naszych krajów, by tłumaczyć ludzkim językiem, do czego służy Parlament Europejski. W postkomunistycznej Europie unijnej frekwencja była średnio dwa razy niższa niż w starej Unii.

Obojętne, jak to tłumaczyć, wybory nie zaimponowały europejskim wyborcom. W sumie frekwencja była najniższa w 25-letniej historii Parlamentu Europejskiego. W 1979 r. – roku debiutu – wyniosła niecałe 65 proc., ale potem stale spadała. Big-bang rozszerzenia mógł odwrócić tę tendencję, i na to w skrytości ducha zapewne liczyli niektórzy unijni liderzy, stąd ich dodatkowe rozczarowanie. Węgierski dziennik „Magyar Hirlap” napisał zgryźliwie: „Wybraliście deputowanych do czegoś, co nie jest parlamentem”.

Jasne, że to nie tak. PE ma coraz większe uprawnienia, takie jak parlamenty narodowe – mniej więcej połowa ustaw szykowanych w państwach członkowskich Unii wynika z praw stanowionych w Parlamencie Europejskim.

Polityka 26.2004 (2458) z dnia 26.06.2004; Świat; s. 43
Reklama