Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Koniec historii według Chomeiniego

Ajatollah Ruhollah Chomeini umarł 15 lat temu. Dzieło, które stworzył, przeżyło swego ojca i ma się dobrze. Jest to pionierskie państwo fundamentalizmu islamskiego.

Chomeini obalał szacha Iranu Mohammeda Rezę Pahlaviego długo i metodycznie, rozsadzał jego system od wewnątrz, atakował z zagranicy. I dopiął swego pokazując światu, że nawet najbardziej sprawna dyktatura – i to w dodatku popierana przez supermocarstwo – runie, jeśli zmusić ją do wyczerpania możliwości represyjnych. Gdyby było to po upadku Związku Radzieckiego, którego zapaść dodała sił ciemiężonym społeczeństwom części Azji, uznalibyśmy Chomeiniego za teologa, który sprytnie wykorzystał okazję. Ale on obalił dyktaturę – i zniszczył ją, zastąpiwszy inną – w 1978 r., kiedy Związek Radziecki był ciągle potężny. Ma więc Chomeini, nawet po śmierci, charyzmę, albowiem dokonał rzeczy nie do pomyślenia.

Potomek przybyszów z Indii (ze stolicy Uttar Pradesz – Lucknow), zajmował się Chomeini za młodu studiami islamskimi w irańskiej stolicy szyizmu Qum. Praktykował mistycyzm i ascezę. Dla duchownego w średnim wieku tzw. biała rewolucja szacha z 1963 r. była obelgą i stała się przyczyną śmiertelnej nienawiści do monarchy. Bo jakże to: reforma rolna! Ziemię daje szach, nie Bóg. Nacjonalizacja lasów. Lasy, jak wszystko, należą do Boga! Prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych w celu sfinansowania reformy rolnej. Podział zysków z produkcji przemysłowej! Likwidacja analfabetyzmu! Równouprawnienie kobiet!

Jednym słowem modernizacja. Jednym słowem westernizacja. Jednym słowem ruja i porubstwo. I tak już Teheran w latach 60. wyglądał jak Paryż Wschodu. Dziewczyny w minispódniczkach, perfumy najnowszych marek, whisky i wina w każdym barze, w każdej kawiarni. Nie zrozumie tego mistyk. Nie wybaczy asceta.

Na dodatek szach nadał amerykańskim ekspertom wojskowym immunitety dyplomatyczne. I zaczął przygotowania do obchodów 2500-lecia cesarstwa Iranu jako szachinszach.

Polityka 23.2004 (2455) z dnia 05.06.2004; Świat; s. 40
Reklama