11 września 2001 r. nowojorska firma brokerska Cantor Fitzgerald ulokowana w gmachu World Trade Center straciła podczas zamachu terrorystycznego 658 z tysiąca swoich pracowników. Pracownicy, którzy przeżyli, mieli alternatywę: albo podejmują pracę od razu, albo ich firma bankrutuje.
Podjęli walkę, która wydawała się beznadziejna. Owszem, zgodnie z zaleceniami specjalistów od bezpieczeństwa danych cała dokumentacja firmy przetrwała na dyskach komputerów znajdujących się w bezpiecznym miejscu. Tyle tylko, że nie przeżył nikt, kto znał hasła dostępu do serwerów. I co się wydarzyło? Duncan Watts, socjolog i fizyk z Columbia University w Nowym Jorku, wspomina: – Usiedli w grupie i zaczęli przypominać sobie wszystko, co wiedzieli o swoich kolegach, co oni robili, miejsca, w których byli. I zdołali odtworzyć hasła. Ta historia dowodzi w szczególnie dramatyczny sposób, że przezwyciężania katastrofy nie można zaplanować, nie można skoordynować w krytycznym momencie. Przetrwanie systemu zależy od rozproszonej sieci istniejących wcześniej więzi i zwykłych rutynowych działań, które scalają organizację niezależnie od skali.
Jak Toyota z pożaru
A może wyjaśnienie jest prostsze, zapyta sceptyk. Może po prostu odgadujący hasło mieli szczęście? Wszak hakerzy radzą sobie również z podobnymi problemami i wiedzą, że odgadywanie haseł nie jest zbyt skomplikowaną sprawą. Wybierzmy się w takim razie do Japonii. Rankiem 1 lutego 1997 r. w fabryce Aisin Seiki w mieście Kariya wybuchł pożar. Była to jedyna fabryka dostarczająca Toyocie podzespoły do tylnych hamulców samochodów. Do dnia pożaru każdego dnia z taśm Aisin schodziło 32,5 tys. zestawów. Ponieważ Toyota działa zgodnie z zasadą just in time (na czas), więc przechowywana w magazynach koncernu rezerwa wystarczyła na jeden dzień produkcji samochodowego giganta.