Archiwum Polityki

Życie na wahadle

W ostatnich tygodniach tysiące Polaków ruszyło do pracy w innych krajach Unii. Jedni coś znaleźli, inni jeszcze walczą. Część – najgorzej przygotowana – już wróciła.

Marta Szulc skończyła biologię w warszawskiej SGGW. Po obronie dyplomu postanowiła szukać szczęścia na Zachodzie. Opłaciła kurs językowy w Anglii, spakowała plecak i w październikowy poranek 2003 r. wylądowała w Londynie. – Chciałam podszlifować język, zarobić trochę pieniędzy, a potem jesienią podjąć studia doktoranckie na holenderskiej uczelni, gdzie byłam kiedyś na stypendium – opowiada. Los jej nie sprzyjał – szkoła językowa okazała się fikcją. Próby zatrudnienia w Królewskim Ogrodzie Botanicznym spełzły na niczym, bo jej polski dyplom okazał się tu nieważny. Szybko porzuciła nadzieję znalezienia pracy związanej z zawodem. Nawet posady barmanki w pubie szukała długo, prawie przymierając głodem. Szczęście uśmiechnęło się do niej dopiero w maju tego roku. W gazecie znalazła ogłoszenie uniwersytetu, który szukał biologa do pracy w laboratorium. Złożyła podanie i została przyjęta. Jej dyplom, w kwietniu jeszcze bezwartościowy, stał się nagle atutem.

Młoda Polka pewnie dalej rozlewałaby piwo,

gdyby nasz kraj nie wszedł do Unii. Wprawdzie spośród krajów Piętnastki tylko trzy państwa zdecydowały się od razu otworzyć swoje rynki (Anglia, Szwecja i Irlandia), ale coraz dotkliwszy brak rąk do pracy w całej starzejącej się dawnej UE sprawia, że na emigrantów ze Wschodu patrzą tu teraz przychylniej. Już zresztą od paru lat włoscy, niemieccy i francuscy pracodawcy coraz chętniej ślą swoje oferty do polskich urzędów pracy. Dzięki temu na kilka miesięcy spada w Polsce bezrobocie, a na Zachód ruszają setki autokarów z gastarbeiterami. Z szacunków urzędów pracy i socjologów wynika, że w sumie chodzi o setki tysięcy ludzi.

Zapewnienia brytyjskiego rządu o życzliwości dla pracowników z nowych krajów członkowskich i informacje, nie do końca prawdziwe, że czeka na nich 500 tys.

Polityka 24.2004 (2456) z dnia 12.06.2004; Gospodarka; s. 36
Reklama