Archiwum Polityki

Dzieci dzieci-śmieci

Bunt punkowców był wielką rebelią ideową i kulturową młodych. Tamto pokolenie wychowuje dziś własne dzieci i nie boi się buntu. Bo go nie będzie?

Dzieci-śmieci, jak nazywano w latach 80. członków punkowej subkultury, powoli dobiegają czterdziestki, a większość ich dzieci wieku, w którym zaczyna się samodzielnie myśleć. Czy potomkowie buntowników się buntują? Wydaje się, że widzą świat zupełnie inaczej. W tym świecie miejsca na rebelię za bardzo już nie ma. A i sami rodzice swą postawą kontestacji nie sprzyjają. Przynajmniej tej, która byłaby wymierzona w nich samych.

– Byleby nie został księdzem ani rzeźnikiem. Resztę jakoś przeżyję – deklaruje Dorota Truszczyńska, mama 14-letniego Amadeusza. Dorota jest absolwentką ASP, maluje i projektuje ekstrawaganckie ciuchy. W latach 80. była stałą bywalczynią koncertów w Remoncie. Amadeusz urodził się w domu. Kiedy podczas porodu po Dorotę przyjechało pogotowie, wyrzuciła ich z domu.

– Szpital to był dla mnie symbol odczłowieczenia i instytucji totalitarnej, a od takich trzymam się z daleka – mówi. Z tego samego powodu Amadeusz nie został ochrzczony; jak większość dzieci z tego środowiska. Od urodzenia nie je mięsa, bo rodzice są wegetarianami. Niejedzenie mięsa kojarzy z niejedzeniem zwierząt, a nie z tym, że mama nie pozwala. W domu obowiązują jednak pewne zakazy. Nie wpuszczono pokemonów, militarnych zabawek i głupich kreskówek.

– Trudno powiedzieć, czy zgodził się dla świętego spokoju, czy go naprawdę przekonałam – zastanawia się Dorota.

– Co do pistoletów, to nie jest moja zasada – mówi Amadeusz. – Ale też ten zakaz nie stanowił dla mnie jakiegoś problemu – dodaje dyplomatycznie.

Bez telewizora i barier

Dzieci dawnych punkowców w sposób naturalny nasiąkają w domach atmosferą kontestacji popkulturowych śmieci, które atakują zewsząd.

Polityka 24.2004 (2456) z dnia 12.06.2004; Społeczeństwo; s. 86
Reklama