Archiwum Polityki

Detektyw z domu wariatów

Bohatera powieści Eduardo Mendozy poznaliśmy już w popularnych i u nas „Przygodach fryzjera damskiego”. Pensjonariusz domu wariatów, wsadzony tam z bliżej niejasnych powodów, musi po raz kolejny rozwikłać kryminalną historię.

Tu również kryminalny wątek (chodzi o tajemnicze zniknięcia uczennic ze szkoły klasztornej) jest jedynie pretekstem, by opowiedzieć o współczesnym społeczeństwie hiszpańskim. Akcja powieści rozgrywa się w 1977 r. i wciąż można usłyszeć, że „za generała Franco było lepiej”. Bohater, wplątując się co chwila w tarapaty i zmuszany do kolejnych ucieczek, raz znajduje się na śmietniskach Barcelony, a kiedy indziej trafia na salony i rozmawia z tradycyjną hiszpańską arystokracją. Nie ma wątpliwości, że fabuła „Sekretu hiszpańskiej pensjonarki” służy Mendozie do charakterystyki zarówno elit (często skorumpowanych i wmieszanych w przestępczą działalność) jak i plebsu. Co ważne jednak, proza ta jest nie tylko refleksją o pofrankistowskiej Hiszpanii, ale ma swój własny literacki rys: skrzy humorem, typowym dla groteski wyolbrzymieniem i celnymi puentami. Choćby takimi jak ta: „– W Hiszpanii nie mamy komór gazowych – zauważyłem. – Prawdę mówiąc, na najbiedniejszych przedmieściach nie mamy nawet gazu”. I właśnie takie zdania zapadają w pamięć z tej książki najbardziej.

Eduardo Mendoza, Sekret hiszpańskiej pensjonarki, przeł. Marzena Chrobak, wyd. Znak, Kraków 2004, s. 174

Polityka 6.2004 (2438) z dnia 07.02.2004; Kultura; s. 57
Reklama