Archiwum Polityki

Amerykański Odyseusz

„Wzgórze nadziei”, najnowszy film Anthony’ego Minghelli, to najlepszy ze wszystkich dotychczasowych melodramatów o wojnie secesyjnej o kilka klas przewyższający „Przeminęło z wiatrem”.

Superprodukcję Minghelli, której koszt przekroczył 50 mln dol., otwiera porażająca sekwencja rzezi pod Petersburgiem – jednej z ostatnich bitew rozegranych pod koniec czteroletniej wojny domowej, kiedy zwycięstwo Północy nad wojskami konfederackimi było już w zasadzie przesądzone. Później jednak apokaliptyczny prolog nieoczekiwanie ustępuje miejsca kameralnej historii. Podobnie jak Victor Fleming w legendarnym „Przeminęło z wiatrem” – ekranizacji słynnej powieści Margaret Mitchell – Minghella odwraca perspektywę i zakrojoną na szeroką skalę epopeję wojenną zamienia na ściszoną, pełną mitologicznych odniesień przypowieść o wierności, lojalności i wzniosłej, platonicznej miłości Inmana i Ady.

Fabuła w tym utrzymanym w staroświeckim stylu filmie biegnie dwutorowo. Perypetie dwudziestokilkuletniego Inmana zaciągającego się na ochotnika do konfederackiej armii, cudem uratowanego z petersburskiej masakry (Jude Law, największe odkrycie filmu), mieszają się z opowieścią o jego ukochanej Adzie Monroe (Nicole Kidman) – beztroskiej, pozbawionej praktycznego zmysłu arystokratce z Południa, walczącej o przetrwanie w popadającej w ruinę posesji, gdzie umiera jej ojciec-pastor. Brzmi to niespecjalnie ciekawie, na pewno gorzej niż zapowiedź burzliwego romansu Scarlett O’Hary i Retta Butlera. A jednak „Wzgórze nadziei” przewyższa o kilka klas mocno zwietrzały melodramat Fleminga, oferując nieco skromniejszą, za to bardziej wzruszającą i w gruncie rzeczy głębszą opowieść o magicznym przyciąganiu dwojga ludzi rzuconych w wir historii.

O wojnie domowej, w której ucierpiało około miliona osób

, a zginęło 650 tys., powstało mnóstwo znakomitych filmów i ogromna liczba opracowań literackich, lecz wciąż, mimo upływu 150 lat, jest to temat w pewnym sensie wstydliwy dla Amerykanów.

Polityka 6.2004 (2438) z dnia 07.02.2004; Kultura; s. 62
Reklama