Archiwum Polityki

Przeminęło z podwiązkami

Dostęp do „Leksykonu rzeczy minionych i przemijających” Małgorzaty Szubert powinien być zabroniony osobnikom poniżej trzydziestki, chyba że pod nadzorem nauczyciela w ramach szkolnych lekcji historii. Ja mam lat 48 i przy jego lekturze bawiłem się wybornie, odbywając sentymentalną podróż w zapomniany już świat materialny mego dzieciństwa i młodości. Autorka zebrała bowiem wiadomości na temat przedmiotów, które w różnych momentach XX w. wydawały się nieodłącznymi elementami naszego życia, tak jak dziś wydają się już nieodłącznym symbolem przeszłości. A więc stalówka i ałun, bruk i fular, ortalionowy płaszcz i szkolna tarcza, a nawet tranzystor, pager i setki innych. Przy czym – i to się autorce bardzo chwali – noty są rzetelnie udokumentowane, a nadto pełne dygresji i ciekawostek. Takich jak przypomnienie, że pierwsze elektryczne gramofony produkowane były w Polsce w latach 50. w poznańskich zakładach im. Cegielskiego, kojarzących się raczej z silnikami okrętowymi, czy wyszperanie ciekawostki, iż onuce pozostawały na oficjalnym wyposażeniu Ochotniczych Hufców Pracy jeszcze wiele lat po II wojnie.

Jak to zwykle w przypadku takich pionierskich publikacji bywa, można się do tego i owego przyczepić. Na przykład chyba zbyt pochopnie odsyła autorka w historyczny niebyt takie obiekty jak pierzyna, pasmanteria, haftka, gorset, gramofon, weki, sorbet czy lep na muchy. Z kolei w innych przypadkach nie dostrzega rzeczy, które na fali mody wracały w ostatnich latach do łask, jak cygarniczki, taca na bilety wizytowe, gra w zośkę, czapka-pilotka czy szezlong.

W książce zdecydowanie dopieszczona jest historia ubiorów od początków XX w. po bistor. Trochę po macoszemu natomiast potraktowała autorka barwne czasy PRL i jego kultowe produkty, takie jak ciepłe lody, wyrób czekoladopodobny, etykieta zastępcza.

Polityka 5.2004 (2437) z dnia 31.01.2004; Kultura; s. 57
Reklama