Te mistrzostwa nie przejdą do historii ze względu na bogactwo rekordów, ale z powodu jednego kuriozalnego wydarzenia. Po raz pierwszy w historii niezadowolony z decyzji sędziów sprinter zablokował bieżnię na 40 minut zdobywając tym aplauz 60-tysięcznej widowni. Jon Drummond, 34-letni wokalista zespołu gospel Kirk Franklin&The Family, oddany chrześcijanin i reprezentant USA w biegach sprinterskich, stał się główną atrakcją pierwszych dni paryskich mistrzostw.
To nie jego wina. Drummond został zdyskwalifikowany za falstart, którego nie popełnił – co najwyżej chciał popełnić. Warto nadmienić, że był to drugi falstart w biegu – pierwszego Drummond także nie popełnił. Oto zatem – jak w „Raporcie mniejszości” Philipa K. Dicka – człowiek zostaje ukarany za przestępstwo, które zamierza dokonać w przyszłości. Jeśli ktoś szuka jeszcze dowodu na to, że nowoczesna technologia kiedyś nas pożre, to przypadek Jona Drummonda powinien przekonać każdego niedowiarka.
Bo przecież o wykorzystanie technologii tu chodzi. Bloki startowe sprinterów są podłączone do komputera. Jeśli maszyna zarejestruje drgania w czasie poniżej 0,1 sekundy od strzału startera – i jest to drugi falstart w biegu – zawodnik zostaje zdyskwalifikowany. Nie musi wychodzić z bloku, nie musi ruszać innych części ciała – wystarczy lekkie drżenie stopy, a komputer wyda wyrok. Taki los spotkał właśnie Jona Drummonda. Kiedyś można się było kłócić z sędziami, bo człowiek – wiadomo – istota omylna, ale kto rozsądny będzie się kłócił z komputerem? Przecież one nawet w szachy z nami wygrywają.
Sam pomysł w zasadzie nie był zły – karanie winnego drugiego falstartu miało uchronić kibiców od przeciągania w nieskończoność konkurencji sprinterskich, co jest ważne szczególnie w dobie bezpośrednich transmisji telewizyjnych.