Rozpoczęty w Moskwie proces Michaiła Chodorkowskiego, szefa największej rosyjskiej kompanii naftowej Jukos, i Płatona Lebiediewa, byłego prezesa banku Menatep, będzie jednym z najciekawszych wydarzeń w najnowszej historii politycznej Rosji. A także historii gospodarczej. Na ławie oskarżonych zasiedli miliarderzy, w tym najbogatszy człowiek w Rosji. Zarzuca się im wejście w zmowę przestępczą, niepłacenie podatków i nieuczciwe przejmowanie obcych firm.
Jeszcze wczoraj wydawało się, że Jukos, pomimo aresztowania jego właściciela, utrzyma się na rynku. Co więcej – za zachowaniem firmy opowiedział się prezydent Władimir Putin, o którym część prasy pisze, że to on zainicjował operacje rosyjskich służb specjalnych przeciwko Jukosowi i Chodorkowskiemu. Na niedawnym posiedzeniu rady nadzorczej koncernu jej nowym przewodniczącym został Wiktor Gieraszczenko, były prezes Banku Centralnego Rosji, doświadczony nomenklaturszczyk, współpracownik Michaiła Gorbaczowa i Borysa Jelcyna, autor kilku reform finansowych, człowiek, który przeżył kilka kryzysów gospodarczych i który zbudował sobie rozległe kontakty wśród elit. Pojawienie się Gieraszczenki u sterów Jukosu wielu odebrało jako próbę ratowania firmy przez nomenklaturę – mimo aresztowania Chodorkowskiego. I nagle – kolejny zwrot. Komornicy zablokowali rachunki bankowe Jukosu, akcje kompanii poleciały na łeb, na szyję.
Nie można wykluczyć, że zanim ten artykuł zostanie opublikowany, wszystko znów ulegnie zmianie: konta koncernu zostaną odblokowane, a kolejne posiedzenie sądu nad Chodorkowskim i Lebiediewem – odroczone.
Wszystko, co dzieje się wokół Jukosu od chwili aresztowania Chodorkowskiego i Lebiediewa, świadczy o tym, że to nie oni sami stanowią problem, lecz pieniądze, którymi dysponują.