Archiwum Polityki

Jeszcze pożyjemy

Ku czemu zmierza Wszechświat – czy rozpłynie się w nicości? A może odrodzi na nowo? Za kilka lat polecą w kosmos sondy, które pomogą znaleźć odpowiedzi na te fundamentalne pytania.

Wielu kosmologów twierdzi, że los Wszechświata i życia jest przesądzony: koniec ma nastąpić za około 100 mld lat. Do niedawna w grę wchodziły dwa scenariusze – w pierwszym rozszerzający się Wszechświat skończyć miał jako martwa i zimna pustka; w drugim miał się skurczyć ponownie do rozmiarów punktu, niszcząc wszystko w piekielnej temperaturze i ciśnieniu. Po odkryciu w 1929 r. przez Edwina Hubble’a zjawiska oddalania się galaktyk stało się jasne, że los Wszechświata będzie efektem zmagań dwóch tytanicznych sił: grawitacji, powstrzymującej rozszerzanie, oraz siły rozciągającej kosmos, którą astronomowie nazwali ciemną energią, bo nikt na razie nie wie, co to jest.

Istnienie tej energii zostało potwierdzone przez amerykańską misję WMAP (Wilkinson Microwave Anisortopy Probe) i Teleskop Kosmiczny Hubble’a. Magazyn naukowy „Science” uznał to za najbardziej przełomowe odkrycie 2003 r. Potwierdziła się hipoteza, że zwykła materia, z której zbudowana jest Ziemia i gwiazdy, to zaledwie 4 proc. masy Wszechświata. Reszta to dwa tajemnicze zjawiska: ciemna materia (23 proc.) i ciemna energia (73 proc.), której jest tak dużo, że bez problemu pokona hamującą siłę grawitacji. Wszechświat skończy więc jako wiecznie rozszerzająca się pusta, zimna i ciemna przestrzeń. Najpierw rozpadną się galaktyki, potem gwiazdy i planety, a na końcu wyparują Czarne Dziury.

Łatwo zauważyć, że ta przygnębiająca perspektywa oznacza ponowny triumf nihilizmu. Zaczął on kiełkować w XIX w. w umysłach myślicieli przerażonych teorią Darwina i śmiercią cieplną kosmosu Helmholtza, dojrzał w filozofii Nietzschego i wywarł okrutne piętno na historii minionego wieku.

Polityka 29.2004 (2461) z dnia 17.07.2004; Nauka; s. 68
Reklama