Od miesięcy wielu z prawie pięciu tysięcy pracowników TVP snuje się po korytarzach w poszukiwaniu sensownego zajęcia. Skarżą się, że panuje paraliż decyzyjny, zwłaszcza na średnim szczeblu. Rośnie frustracja, szerzą się plotki i intrygi. Misja się skomercjalizowała, ale i tak spada liczba widzów. Telewizyjni twórcy narzekają, że scenariusze, które składają, muszą być jak najkrótsze, bo inaczej nikt ich nie przeczyta. Zanurzeni w grach o przetrwanie ich zwierzchnicy nie mają na to czasu. Pracownicy próbują zrozumieć i wpasować się w nowe, coraz mniej czytelne układy.
Koteryjne układy przez lata okrzepły. Prezes Jan Dworak przyszedł do gmachu na Woronicza w glorii osoby, która je przetnie. Obiecywał, że sytuację uzdrowią konkursy, dzięki którym najważniejsze stanowiska będą rozdzielane w sposób obiektywny i niebudzący podejrzeń o kumoterstwo. Na pierwszy ogień poszedł stołek dyrektora TVP 1, gdyż dotychczasowemu dyrektorowi Sławomirowi Zielińskiemu skończył się kontrakt. Sam Zieliński został wcześniej głównym specjalistą z sowitą pensją, Maciej Kosiński, dawny dyrektor generalny u starego prezesa, jest dziś p.o. dyrektora biura programowego, krzywda nie spotkała także wielu najbliższych ludzi Roberta Kwiatkowskiego. Widać aktualna filozofia kadrowa polega na zszyciu starych kadr z nowymi.
Na dyrektora TVP 1 zgłosiło się osiemnastu kandydatów. Pod hasłem przestrzegania demokratycznych reguł w publicznej instytucji, jaką jest telewizja, została powołana komisja konkursowa, złożona z pracowników TVP. Od razu pisaliśmy („Idzie nowe po staremu”, POLITYKA 18), że taka procedura wydłuży tylko czas wyboru dyrektora, a nie przyniesie rozwiązania sprawy. Komisja jednak powstała i przeprowadziła zarówno egzamin z koncepcji programowej jak i języka angielskiego.