Archiwum Polityki

Szkoda tak młodo umierać

Broniąc Nicei uważajmy, żeby nie padła Warszawa

Prawie cała polska klasa polityczna – ze zdumiewającą zgodą – ruszyła do boju o zachowanie polskich 27 głosów w Radzie Europejskiej (przyznaje to nam traktat nicejski z 2000 r., a pomniejsza projekt konstytucji UE, która po debatach ma być uchwalona w grudniu br.). „Nicea albo śmierć” – wołał w Sejmie poseł Jan Rokita, dotąd z takich teatralnych kwestii mniej znany, a Prawo i Sprawiedliwość oraz Liga Polskich Rodzin domagały się nawet referendum w sprawie przyszłej konstytucji UE.

Najpierw spokojnie przypomnijmy, że mowa tylko o projekcie konstytucji, która – jeśli zostanie uchwalona – wejdzie w życie 1 listopada 2009 r. Dalej, że system nicejski nie był jeszcze poddany próbie, zacznie działać, kiedy nowe państwa wejdą do Unii w połowie przyszłego roku. Poza tym ów system trzeba będzie tak czy inaczej zmienić, bo nie uwzględnia Bułgarii i Rumunii, które zapewne około 2007 r. zostaną do Unii przyjęte i ważenie głosów musi je brać pod uwagę. Wreszcie, że przy dokładnej analizie Polska w projekcie konstytucji niewiele bądź nic nie traci przy budowaniu większości głosów dla jakiegoś projektu, nazwijmy to „głosem pozytywnym”, traci natomiast nieznacznie swoją pozycję jeśli chodzi o mniejszość blokującą, nazwijmy ją „głosem negatywnym”. Trzeba zrozumieć, że elity polityczne przelicytowują się przed naszym społeczeństwem, kto się będzie lepiej w Unii bił o ów „głos negatywny”. Zapewne przez naszych partnerów nie będzie to dobrze przyjęte, zwłaszcza że dość rozpowszechniona jest w Unii opinia, iż projekt konstytucji jest dobry, umacnia Unię i usprawnia jej mechanizmy. A konstytucyjny projekt rozdzielenia głosów w proporcji do liczby ludności jest – co tu kryć – sprawiedliwy.

Polityka 39.2003 (2420) z dnia 27.09.2003; Komentarze; s. 17
Reklama