Archiwum Polityki

Jestem Che Guevarą kina

Rozmowa z duńskim reżyserem Larsem von Trierem, autorem „Dogville”

Bohaterka „Dogville”, grana przez Nicole Kidman, zachowuje się jak wirus. Wnikając do zdrowego organizmu, czyli do małej, demokratycznej społeczności, wywołuje w niej chorobę. Dobrzy, stateczni obywatele zamieniają się w potwory. Jaki jest morał tej historii?

Na początku mojej kariery zajmowałem się mężczyznami, którzy doskonale wiedzieli, co należy zrobić, by odnieść sukces. Lecz gdy postąpili właściwie, to nic im się nie udawało, czyli w sumie robili źle. Bohaterem „Epidemii” był na przykład lekarz walczący z dżumą, która ogarnia świat. Ów idealista pełniąc lekarską misję roznosił równocześnie chorobę. W „Elemencie zbrodni”, „Europie”, „Epidemii”, fascynowała mnie różnica pomiędzy tym kim się jest a kim powinno się być. Kontrast miedzy realizmem a idealizmem. W „Przełamując fale”, „Idiotach” i „Tańcząc w ciemnościach” – kwestia ofiary; dobra, które ma przeciwko sobie cały świat. Natomiast „Dogville” to film o dobrych intencjach, które obracają się przeciwko ludziom.

Kto w tym filmie jest źródłem zła: Grace, która prowokuje swoją niewinnością, czy mieszkańcy Dogville, którzy ją wykorzystują?

To dylemat, który trudno rozstrzygnąć, bo ma bardzo długie korzenie. W Starym Testamencie znajdujemy podobną sytuację. Kto zasiał ziarno zła: Ewa, która zerwała zakazany owoc, czy Bóg, który stworzył rajski ogród i jej to jabłko pokazał. Teodyceą zajmowali się najtężsi filozofowie i jak wiadomo nie udało im się definitywnie wyjaśnić przyczyn istnienia zła. Trzeba wybrać jedną z wersji, która wydaje się zgodna z indywidualnymi odczuciami i światopoglądem. Chciałbym jednak zaznaczyć, że znajomość Biblii nie jest moją mocną stroną.

Polityka 39.2003 (2420) z dnia 27.09.2003; Kultura; s. 68
Reklama