Archiwum Polityki

Dojście do łóżka

Już kilkaset tysięcy osób w Polsce za dopłatą korzysta z lepszej opieki zdrowotnej. Czy komercyjna służba zdrowia to pasożyt, który wyrósł na publicznym lecznictwie, czy zalążek nowego systemu prywatnych ubezpieczeń?

Już za kilkadziesiąt złotych miesięcznie i to w dodatku najczęściej płaconych przez firmę możemy mieć podstawową opiekę lekarską na przyzwoitym poziomie, daleko wyższym, niż zapewnia lekarz pierwszego kontaktu w publicznej przychodni.

Elżbieta Bunowska od czasu tak zwanej reformy nie korzystała z publicznej służby zdrowia. Jeśli coś jej dolega, udaje się do prywatnej przychodni, która ma umowę z firmą Falck. Jej zakład wykupił w Falcku abonament dla wszystkich pracowników. Większość wizyt u specjalistów ma więc praktycznie za darmo. W razie choroby może też liczyć na domową wizytę lekarza. Nie traci czasu na wyczekiwanie w kolejkach. Firma płaci miesięcznie po 50 zł za pracownika. Podobne abonamenty Falck sprzedaje w trzynastu największych miastach kraju. Wykupiło je 60 tys. osób.

Najwięcej, bo aż 100 tys. klientów w 160 miastach, ma Medicover.

Ogólnopolską sieć abonamentów, obejmujących 20 tys. pacjentów z dwustu firm, obsługuje też Enel-Med. – Mamy cztery własne przychodnie w Warszawie, natomiast opieką nad pacjentami na terenie Polski zajmują się związane z nami prywatne przychodnie partnerskie – mówi Agnieszka Sura, kierownik marketingu Enel-Medu.

Oprócz sieci ogólnokrajowych, abonamenty sprzedają także firmy o zasięgu lokalnym, np. Centrum Medyczne Damiana w Warszawie, Swissmed na Wybrzeżu, czy Promedis we Wrocławiu.

Posiadacze wykupionych przez firmy pakietów zdrowotnych mają poczucie, że państwo stosuje wobec nich politykę nie solidaryzmu społecznego, ale rozbójnictwa. Zabiera im składkę na zdrowie, zwykle dużo wyższą od średniej krajowej, nie oferując w zamian nic. Za ich ochronę zdrowia płacą bowiem pracodawcy.

Polityka 39.2003 (2420) z dnia 27.09.2003; Społeczeństwo; s. 92
Reklama