Gdyby opracowany został kiedyś słownik wyrazów i zwrotów językowych, jakie występowały w polskiej prasie konspiracyjnej, podejrzewam, że moglibyśmy tam nie znaleźć ani hasła "kolaboracja", ani hasła "kolaborant". Nie natknąłem się w każdym razie na żadne z tych określeń w "Biuletynie Informacyjnym" z lat 1939-1944, bez wątpienia najważniejszym piśmie Polski Walczącej. W okupowanej Polsce posługiwano się nimi, jeśli w ogóle, to niesłychanie rzadko. Sam termin "kolaboracja", w znaczeniu współpracy z najeźdźcą, wiąże się ze spotkaniem Petaina z Hitlerem w Montoire 24 X 1940 r. Potem marszałek pokonanej Francji w przemówieniu radiowym z 30 X 1940 r. zadeklarował: "Wkraczam dziś na drogę kolaboracji".
Ten sam wyraz pojawi się co prawda rok wcześniej w tekście Władysława Krasnowieckiego, opublikowanym w wydawanym we Lwowie "Czerwonym Sztandarze" (nr z 20 X 1939 r.), w innym jednak znaczeniu, a mianowicie jako wezwanie do "przyjacielskiej współpracy" Polaków z... Ukraińcami. W dzienniku Aurelii Wyleżyńskiej, jednym z najciekawszych przekazów źródłowych do dziejów okupowanej stolicy, wciąż niestety pozostającym w maszynopisie, pod datą 23 IX 1941 r. znajdziemy zapis następujący: "We Francji wzmaga się reakcja przeciw collaboration. (...) U nas, na szczęście, poza wyjątkami, to wszyscy stoją oporem, tylko między sobą się kłócą. Bo nie liczyć jako całość Goetla i Skiwskiego, to są wyjątki z góry potępione". Zwracam uwagę, że pisarka używa określenia w pisowni francuskiej, a nie polskiej.
Jak jednak nazywano wówczas tych, których postępowanie i zachowanie wobec wroga uważano za niewłaściwe, niegodne i zasługujące na potępienie?