Archiwum Polityki

Smutni koledzy Jamesa Bonda

Ronin w feudalnej Japonii był to samuraj bez przydziału, który angażował się na własną odpowiedzialność do doraźnej akcji zbrojnej, gdy zdarzała się okazja. W filmie pod tymże tytułem występują podobni profesjonaliści współcześni, których bieg historii pozbawił użyteczności; znaleźli się w impasie i gotowi są podjąć się jakiejkolwiek roboty.

"Ronin" jest filmem o sytuacji, jaka wytworzyła się wskutek zakończenia zimnej wojny: pokazuje on ją na przykładzie krańcowym, agentów, którzy prowadzili akcję na pierwszej linii frontu, lecz stali się bezrobotni. Są oni ofiarami - jeśli można użyć tego słowa wobec specjalistów od twardej bezwzględności - dezorientacji, która na ich odcinku jest najbardziej jaskrawa. Ale przecież nie spotkała ona tylko ich: tyczy ona generalnie opinii światowej zaskoczonej zmianą; z tego względu film może dać do myślenia.

Do tej pory bowiem w kinie popularnym dominowała mentalność, którą można nazwać "jamesbondowatą", od bohatera cyklu, który od lat przeszło 30 nie schodzi z ekranów: ostatni odcinek serii był dziewiętnastym z kolei. Agent Bond, pogromca czerwonych, jest kreacją angielską i miał sukces na Zachodzie, ale podobny stan ducha wyrażało również kino radzieckie w swoich filmach polityczno-przygodowych. Był to styl wyczynowo-tryumfatorski, tonacja jest fantastyczna, komediowa, ale też heroiczna, ponieważ Bond zawsze zwycięża, w dodatku nosi garnitury skrojone na Regent Street, jeździ ostatnim modelem Bentleya "nasłuchując z rozkoszą dyskretnego szumu motoru zaskakującego przy starcie", jak pisze Ian Fleming, który go wymyślił. Bond wreszcie ma przygody z pięknościami coraz to innymi w każdym filmie, od Miss Świata Urszuli Andress do naszej Izy Scorupco; w finale zazwyczaj premier dziękuje mu za uratowanie kraju, pokoju oraz ludzkości.

Zgoła inaczej prezentują się fachowcy z "Ronina": są rozbitkami, i podejmują się czegokolwiek. W tym wypadku angażuje ich nieznana im osoba, działająca dla nieznanego szefa, nie znają się też między sobą. Jest tu były agent amerykański CIA Robert De Niro, francuski specjalista ostatnio bez zajęcia, Jean Reno, zdymisjonowany członek KGB, zdaje się Niemiec, i jeszcze dwóch profesjonalistów od motorów oraz od broni: montują oni ekipę, która ma zdobyć walizkę w metalowym futerale, która zawiera nie wiadomo co i do końca filmu nie będzie wiadomo.

Polityka 6.1999 (2179) z dnia 06.02.1999; Kultura; s. 58
Reklama