- Polityka polska prezentuje żenujący poziom - uważa Sylwia, absolwentka Szkoły Liderów sprzed dwóch lat, dziś studentka prawa i pracownica jednej z kancelarii poselskich Unii Wolności. - Jeśli poseł komisji budżetowej wie o przygotowaniu budżetu mniej niż ja, to jest przecież nienormalne. Na szczęście - pociesza się Sylwia - po sejmowych korytarzach kręci się coraz więcej twarzy, które zna ze Szkoły.
Profesor Zbigniew Pełczyński, pomysłodawca i założyciel Szkoły Liderów, tłumaczy, że jej misją jest zbudowanie w Polsce społeczeństwa obywatelskiego. Również wychowanie działaczy, którzy będą posiadali umiejętności, ale i szlachetną misję.
Czesław Kulesza, absolwent Szkoły sprzed dwóch lat, członek PPS, jest sceptyczny: - To raczej kuźnia uprzejmych technokratów ubranych codziennie w eleganckie garnitury, ale ideologicznie giętkich jak guma.
Szkołę Liderów nazywa się czasem szkołą janczarów.
Liderzy to dziwolągi
Zbigniew Pełczyński, emerytowany profesor politologii z Oksfordu, założył swoją szkołę w 1994 r. Kształci w niej osoby rozpoczynające działalność publiczną, uczy prowadzenia kampanii wyborczej oraz debat oksfordzkich, przygotowuje kadry działaczy samorządowych oraz społecznych.
Początkowo Szkoła działała jako program Fundacji im. Stefana Batorego, a od 1997 r. ma status stowarzyszenia. Zatrudnia najlepszych specjalistów ze sceny politycznej, sprowadza fachowców zza granicy, wysyła swoich absolwentów na praktyki do zachodnich parlamentów, biur poselskich i ambasad. Co rok grupa starannie wyselekcjonowanych, bardzo młodych ludzi wyjeżdża pod Warszawę na dwu-, trzytygodniowe obozy szkoleniowe, zwane Szkołą Letnią.
W szkole wykładali gościnnie: Czesław Bielecki, Wiktor Osiatyński, Jacek Żakowski, Leszek Balcerowicz, Tadeusz Mazowiecki, Henryk Wujec, Włodzimierz Cimoszewicz, Jarosław Kaczyński.