Archiwum Polityki

Ostatni marsz Cozmy

W ubiegłą środę, wczesnym rankiem, rumuńska żandarmeria zatrzymała i krwawo spacyfikowała piąty (od 1990 r.) marsz górników na Bukareszt prowadzony przez Mirona Cozmę. "Węglowego Napoleona", jak nazywają w Dolinie Jiu związkowego przywódcę, aresztowano. Wszystkie poprzednie wyprawy były zwycięskie - górnicy zdobywali, co chcieli. Po ostatnim, styczniowym marszu, zakończonym upokorzeniem rządu i premiera Radu Vasile, wydawało się, że teraz wystarczy już tylko tupnąć nogą, aby rozpędzić tę władzę.

W Petrosani i Tirgu Jiu, górniczych bastionach, niepewność miesza się z wściekłością. Losy Rumunii zależeć będą od tego, które z uczuć okaże się silniejsze. Jeszcze niedawno Cozma mówił do górników, że choć nie chce, to będzie musiał przejąć władzę. Słuchali każdego jego słowa, gotowi byli wypełnić każdy rozkaz. Gdyby doszli do Bukaresztu, władza najpewniej leżałaby na ulicy. Może sięgnęłaby po nią nacjonalistyczna partia Wielkiej Rumunii kierowana przez senatora Cornellu Vadima Tudora (20 proc. poparcia w sondażach), do której należał Cozma? Może postkomunistyczna Partia Demokracji Społecznej, z którą związany jest były prezydent Ion Iliescu (25 proc. poparcia)? A może razem wzięłyby się za rządzenie? Nie ulega jednak wątpliwości, że karty rozdawałby Cozma. Wiele gazet rumuńskich udowadniało, że za ostatnimi marszami stała Rosja. Pogrążając Rumunię w chaosie Moskwa miała odsuwać ryzyko rozszerzenia o ten kraj NATO.

A tu nagle nie ma Cozmy i może go nie być przynajmniej 16 lat. Do tej pory to oni bili, a teraz sami doznali sromotnej klęski. Wrócili z jednym zabitym (okoliczności śmierci nie są jeszcze jasne) i 70 rannymi. Zatrzymano 543 ich kolegów, z których 11 natychmiast oskarżono o nielegalne posiadanie broni. Władza grozi dalszymi sankcjami (do 15 lat więzienia) za łamanie prawa. Do domów zaczął zaglądać strach, bo ciągle wyłapywani są pozostali liderzy górniczych związków i organizatorzy marszów.

Jakie więc możliwe są scenariusze wydarzeń?

- Przelana krew znajdzie się na naszych sztandarach - zapewnia w Petrosani działacz Związku Zawodowego Górników. - Będzie naszym ołtarzem, tam w Stoenesti (gdzie rozbito górników - J.D.) stanie pomnik, tej krwi nie zapomnimy.

Jeden z dyrektorów zjednoczenia węglowego mówi, że sytuacja w jego kopalniach zależeć będzie od tego, czy rząd dotrzyma styczniowej umowy (zgoda na 30 proc.

Polityka 9.1999 (2182) z dnia 27.02.1999; Wydarzenia; s. 16
Reklama