Wyborcy zachodnioeuropejscy zwrócili się na lewo (podczas gdy u nas, w Europie Środkowej, tylko Czesi wybrali socjaldemokratów) i nie ma co ironizować: wiedzieli, co robią. Ludzie czują się zagubieni, zapędzeni, a przede wszystkim niepewni o pracę i wolą (gdyby porównać życie do jazdy samochodem) jechać wolniej, a spokojniej. Wystraszył ich nieznany przedtem albo na pozór niegroźny potwór: globalizacja.
W Davos (skąd pochodzi większość cytowanych w poniższym tekście wypowiedzi) o niczym nie mówiono z taką swadą jak o globalizacji. Prezydent Nelson Mandela w swoim ostatnim bodaj publicznym wystąpieniu oskarżył potwora, że pożera miejsca pracy: wielonarodowe kompanie przenoszą swoje fabryki tam, gdzie praca tańsza. W dodatku Europa, z gębą zawsze pełną frazesów o humanizmie, wysokimi cłami wwozowymi chroni swoich rolników. Kiedy zapytano Mandelę, co będzie robił po zrzeczeniu się prezydentury, odpowiedział: - Będę żebrał, jak wielu moich bezrobotnych ziomków.
Prezydent Hosni Mubarak skarżył się, że zło, nie dość że dotkliwe, pojawia się nagle, nie wiadomo skąd i dlaczego. Egipt był powszechnie chwalony, że mimo błyskawicznych postępów choroby rynków światowych nie zrezygnował z otwartości i mechanizmów wolnorynkowych, dzięki czemu jego wskaźniki powoli się poprawiają. - Tak, ale ludzkich cierpień żadnymi wskaźnikami zmierzyć się nie da.
I on ma rację, i amerykański wiceminister finansów Lawrence Summers, kiedy mówi: zdaję sobie sprawę, że podnoszenie stóp procentowych powoduje obniżenie aktywności gospodarczej i wzrost bezrobocia. Cierpienie ludzi nie jest dla mnie pustym dźwiękiem. Ale jak z kraju wypływa 30 mld dolarów, to dla ludzi lepiej?
Golono - strzyżono. Lewicowcy używają kolorowych słów, prawicowcy szarych liczb. Lewicowcy mają szlachetne intencje, prawicowcy liczą, czy kasa się zgadza, lewicowcy domagają się międzyrządowych komitetów, które skoordynują wysiłki tak, żeby było dobrze.