Archiwum Polityki

Zagranie strajkiem

Strajk piłkarzy nie doszedł do skutku. Nie był zresztą nikomu potrzebny, włącznie z inicjatorami, czyli przedstawicielami 27 klubów I i II ligi. Stanowią oni opozycję wobec władz PZPN z prezesem Marianem Dziurowiczem i walczą o powołanie odrębnej Polskiej Autonomicznej Ligi Piłkarskiej.

Strajk nie był potrzebny, bo kasy klubowe są puste, a każdy mecz to wprawdzie małe, ale przecież jakieś pieniądze. W przypadku warszawskiej Legii z tytułu samych kart wstępu ok. 40 tys. zł. Do tego jeszcze wpływy z reklam i transmisji telewizyjnych wykupionych przez stację Canal Plus. Strajk nie był potrzebny związkowi piłkarskiemu, zajętemu przygotowaniami do prestiżowego meczu reprezentacji Polski 27 marca z Anglią na Wembley w ramach eliminacji do mistrzostw Europy. Wreszcie - i co najważniejsze - chcieli grać piłkarze!

Zagranie strajkiem okazało się jednak niesłychanie skuteczne w sprawie usamodzielnienia się czołowych polskich klubów, które mają już dość egzystowania pod skrzydłami PZPN. Od sierpnia zeszłego roku dążą do powołania PALP, w którym widzą swą przyszłość. Strajkiem w sierpniu 1998 r. i zbojkotowaniem jednej rundy spotkań zmusili prezesa Dziurowicza do wyznaczenia terminu zarejestrowania PALP. Gdy jednak 12 lutego 1999 r. sąd miał zarejestrować statut nowej organizacji - z PZPN nie stawił się nikt - mimo wcześniejszego zgłoszenia zastrzeżeń do projektu.

Było to zagranie na zwłokę usprawiedliwiane następnie z trybuny nadzwyczajnego zjazdu PZPN wyjazdem urzędniczki do Austrii na narty. Organizatorzy PALP przyjęli ten krok jako wypowiedzenie wojny i zareagowali przedstawieniem ultimatum. Domagano się przede wszystkim usunięcia przeszkód w sądowym zarejestrowaniu statutu PALP. Żądania ustąpienia prezesa Dziurowicza oraz zwołania zjazdu wyborczego za dwa miesiące były mrzonkami, z których zdawali sobie w pełni sprawę działacze PALP. Marian Dziurowicz okopał się mocno na swoim stanowisku, przetrzymał zaciekłe, ale i niezręczne ataki ze strony Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. Rządzi, jak chce i nie dba choćby o pozory demokracji.

Aliści w perspektywie strajku PZPN zasadniczo zmienił front w sprawie wyodrębnienia się rozgrywek ligowych, zasiadł do stołu z rokoszanami, a na rozprawie w sądzie 26 lutego stawił się w reprezentacyjnym niemal składzie z wiceprezesem Ryszardem Kuleszą i radcą prawnym Andrzejem Wachem na czele.

Polityka 10.1999 (2183) z dnia 06.03.1999; Wydarzenia; s. 16
Reklama