Archiwum Polityki

Czy kino ma sumienie?

Światowe kino może mieć kaca po nocy oscarowej: tolkienowski król wrócił i wziął wszystko, co było do wzięcia, wprawiając w osłupienie tych, którzy nadal są przekonani, że czym innym jest prawdziwa sztuka filmowa, a czym innym wystawna inscenizacja opowieści o hobbitach.

Sukces „Powrotu króla”, trzeciej części „Władcy pierścieni”, jest znaczący jeszcze z jednego powodu: aż do ostatniego rozdania Oscarów przyjmowano za pewnik i powtarzano w licznych publikacjach o nagrodach Amerykańskiej Akademii, iż szanowne jury (około 5800 luminarzy) nie znosi wprost filmów fantastycznych. Potwierdzenie można znaleźć w statystykach – najczęściej honorowane były bowiem dramaty psychologiczne, obrazy historyczne oraz melodramaty w szlachetniejszym wydaniu. A tymczasem najlepszym reżyserem roku zostaje wcześniej bliżej nieznany Nowozelandczyk Peter Jackson, który sprawnie pokierował międzynarodowym przedsięwzięciem z przeważającym udziałem kapitału amerykańskiego, jakim była trzyczęściowa ekranizacja cyklu powieściowego Tolkiena.

Przypomnijmy, że rok temu tryumfatorem nocy oscarowej był popularny musical „Chicago”. Czy to są rzeczywiście dzieła wytyczające nowe kierunki w sztuce filmowej? Można wątpić. Zresztą nie od dziś traktuje się nagrody Amerykańskiej Akademii z pewnym pobłażaniem – jako promocję tamtejszego biznesu filmowego, nie zaś wyróżnik najbardziej interesujących trendów w sztuce. Ale przecież podobne wątpliwości nasuwają wybory dokonywane w ostatnich czasach przez jury wielkich międzynarodowych festiwali. Najświeższy przykład z Berlina – nagrodzony główną nagrodą film „Głową o ścianę” na pewno trafnie opisuje obyczajowe przemiany zachodzące wśród mniejszości tureckiej w Niemczech, ale niełatwo byłoby udowodnić, że to jest wybitne osiągnięcie artystyczne. Zresztą komunikaty o nagrodach przyznawanych na europejskich festiwalach, także tych najbardziej prestiżowych, chyba w ogóle ostatnio nie docierają do Los Angeles. Filmy wyróżnione w ubiegłym roku głównymi nagrodami w Berlinie, Cannes i Wenecji nie tylko nie uzyskały ani jednego Oscara, ale nawet nie zdobyły nominacji!

Polityka 11.2004 (2443) z dnia 13.03.2004; Kultura; s. 63
Reklama