Archiwum Polityki

Uwierzyć w człowieka

O „Pasji” mnóstwo już napisano, ale dopiero teraz Polacy zaczynają ją oglądać. Z niebywałym zainteresowaniem, o czym świadczy frekwencja w kinach. Dyskusja staje się naprawdę gorąca. Włączamy do niej dwa głosy: ks. Grzegorza Rysia, historyka Kościoła, i Krzysztofa Zanussiego, filmowca, któremu problematyka religijna jest szczególnie bliska.

Katarzyna Janowska: – Papież miał po obejrzeniu „Pasji” powiedzieć: Tak było. Do jego głosu dołączają polscy bibliści, Katolicka Agencja Informacyjna zaangażowała się w promocję filmu.

Grzegorz Ryś:– „Tak było” można powiedzieć co najwyżej o poszczególnych scenach, np. o biczowaniu. Jeśli traktuje się poważnie świadectwo Całunu Turyńskiego, to Gibson się z nim nie rozmija. Na ciele człowieka, który był weń owinięty, lekarze odnajdują ponad 200 ran. Zadano mu 96 ciosów takimi biczami, jakie reżyser pokazał w filmie. Jeśli ktoś o filmie mówi: tak było, to zapewne ma na myśli, że tak mniej więcej pokazała Ewangelia. Wtedy jednak trzeba pamiętać, że Ewangelie nie są relacją ściśle historyczną, tak jak dziś to rozumiemy. Ewangeliści próbowali odpowiedzieć na pytanie: kim Jezus jest dla człowieka? Skupiali się nie na czystych faktach, lecz na ich znaczeniu. Jednocześnie nie możemy zapomnieć, że Jezus z Nazaretu był postacią historyczną, podobnie jak Mojżesz czy Abraham. Wyjątkowość religii judeochrześcijańskiej polega na tym, że Bóg objawia się w historii. Ewangeliści pisali więc o konkretnym człowieku, który urodził się za Oktawiana Augusta i został zabity za Tyberiusza. Ten człowiek twierdził, że jest synem Boga.

Księża mówią, że „Pasja” to najlepsze rekolekcje. Słyszałam o proboszczu, który po mszy w Wielki Czwartek chce iść ze swoimi wiernymi na „Pasję”. Czy siedząc w fotelu kinowym i przyglądając się Męce Pańskiej, a może raczej podglądając ją, możemy mówić o uczestnictwie w misterium?

Film nie jest Eucharystią (która rzeczywiście czyni nas uczestnikami – nie tylko widzami – tamtych wydarzeń) ani nawet Drogą krzyżową czy Gorzkimi żalami. Choć gdy chodzi o te ostatnie nabożeństwa, nietrudno sobie wyobrazić intelektualistów, nawet wierzących, którzy powiedzą o nich, że to są tylko sentymentalne polskie modły.

Polityka 12.2004 (2444) z dnia 20.03.2004; Kultura; s. 64
Reklama