Wystrzelona we wrześniu 1977 r. sonda Voyager 1 mija właśnie granice Układu Słonecznego i kieruje się w stronę otwartego kosmosu. Być może za około 40 tys. lat przemknie niedaleko gwiazdy AC+79 3888 w gwiazdozbiorze Żyrafy. Nieco wolniejszy jej bliźniak – Voyager 2, wystrzelony dwa tygodnie wcześniej, podzieli jej los i najprawdopodobniej za 296 tys. lat ma szansę przelecieć dość blisko w kosmicznej skali (ponad cztery lata świetlne) od Syriusza – najjaśniejszej gwiazdy na naszym niebie.
Voyager 1 jest obecnie najbardziej oddalonym od Ziemi obiektem skonstruowanym przez człowieka. Sonda lecąca z prędkością około 17 km/s znalazła się 21 marca 2004 r. ponad 13 mld 665 mln km od Ziemi, 90-krotnie dalej niż dystans Ziemia–Słońce. Voyager 2 jest około 3 mld km bliżej, bo leci wolniej i po innej trajektorii. W ludzkiej skali są to odległości niewyobrażalne. Voyager 1 wciąż odbiera sygnały radiowe z Ziemi i sam nadaje, chociaż niektóre z jego urządzeń pomiarowych już nie działają. Taki sygnał idzie obecnie w jedną stronę prawie 13 godzin. Dla porównania: do sond marsjańskich tylko ok. 15 minut.
Misja międzygwiezdna
Voyager 1 znalazł się właśnie na krańcach Układu Słonecznego. Dla naukowców jest to niezwykła okazja, by dowiedzieć się czegoś więcej o przestrzeni kosmicznej, do której jeszcze nigdy nic z Ziemi nie dotarło. Znawcy przypuszczają, że da się utrzymywać kontakt z Voyagerem do około 2020 r. Wówczas będzie on już w przestrzeni międzygwiezdnej i jego podróż może trwać w nieskończoność. Chyba że spotka na swej drodze jakąś gwiazdę lub inne ciało niebieskie, z którym się zderzy, ale jest to mało prawdopodobne.
Gdy w 1977 r.