Rząd Marka Belki, szybkie wybory czy próba tworzenia sejmowej koalicji dla innego gabinetu? Na te pytania politycy zaczną udzielać ostatecznych odpowiedzi już pod koniec tego tygodnia, rozpoczynając od głosowania projektów uchwał o samorozwiązaniu Sejmu.
Socjaldemokracja Polska powiedziała rządowi Marka Belki – nie. Partia Marka Borowskiego chce rządu na kilka miesięcy, z wyraźnie określonym terminem wyborów w czerwcu lub wczesną jesienią tego roku, czego kandydat na premiera nie może z góry akceptować, gdyż byłby to rząd bardzo tymczasowy, który niczego zrobić nie może.
SdPl niewątpliwie bardzo skomplikowała plany Aleksandra Kwaśniewskiego, który chciał ustabilizowania sytuacji politycznej na rok. Plany te zakładały przynajmniej neutralność partii Borowskiego. Gabinet Belki, który zostanie zaprzysiężony 2 maja, może po jednoznacznej deklaracji SdPl nie uzyskać sejmowego poparcia. SLD, który jednomyślnie opowiedział się w końcu za Belką, dysponuje ok. 180 głosami w Sejmie, co dwukrotnie sprawdzono podczas wyboru Józefa Oleksego na marszałka Sejmu. To stanowczo za mało. Czy jest zresztą sens powoływania gabinetu, który będzie wyłącznie walczył o przetrwanie każdego kolejnego głosowania? Marek Borowski ma więc sporo racji: takich męczarni nie ma co przedłużać. Radykalna recepta na skrócenie mąk jest jednak tylko jedna: szybka decyzja o samorozwiązaniu. W tym sensie głosowanie posłów nad losem parlamentu będzie testem prawdy dla wszystkich ugrupowań i każdego posła z osobna. Każdy bowiem musi odpowiedzieć sobie na pytanie: czy ten Sejm jest jeszcze zdolny stworzyć układ rządzący (co jest podstawowym zadaniem parlamentu), czy też stał się już wyłącznie towarzystwem obrony diet i innych przywilejów, a więc utrwala w społeczeństwie przekonanie, że w polityce chodzi wyłącznie o posady i indywidualne interesy polityków, a nie o państwo i interes społeczny.