Archiwum Polityki

Strach przed potopem

Szwecja znajduje się w pewnego rodzaju narcyzmie. Nie znajduję na to lepszego słowa, chociaż może ono być odrobinę niesprawiedliwe. Potrzeba przypuszczalnie wiele czasu – i wielu politycznych zwrotów – zanim się z tego narcyzmu wydostaniemy.

W grudniu 2002 r. siedziałam z mężem w lodowato zimnym Berlinie i usłyszeliśmy, że w Kopenhadze podjęto decyzję o rozszerzeniu UE. Była to historyczna chwila. Rodzaj powrotu Europy do siebie. Ale przecież również zrodzenie nowej, nigdy dotychczas nieoglądanej Europy. To wymagało szampana!

Nie roiliśmy sobie, że rozszerzenie będzie łatwym procesem. Raczej że będzie to wprowadzenie świeżej krwi w organizację, nad którą być może wisiało ryzyko, że znajdzie się w cieniu interesów paru wielkich państw. Historyczne doświadczenia, które nowe państwa członkowskie miały wnieść do Unii (zwłaszcza polskie doświadczenia), odczuwane były jako bardzo potrzebne. Byliśmy oszołomieni, poruszeni i pełni euforii. A więc piliśmy szampana.

Później wróciliśmy do Szwecji i sytuacja stawała się coraz bardziej dziwaczna. Trzeba chyba pomocy psychoanalityka, żeby w pełni zrozumieć, co się działo. Szwecja nie odgrywała przecież nieistotnej roli w procesie rozszerzenia. Tymczasem nagle stało się niejasne, czy szwedzki naród chce w ogóle członkostwa w UE. Byliśmy, co prawda, w Unii od 1994 r., ale ponieważ nie należeliśmy do unii monetarnej, mieliśmy w referendum głosować w sprawie wspólnej waluty. W spokojnej Szwecji rozgorzał niezwykle gorący spór.

Zrodziło się z tego w końcu stanowcze „nie” dla euro. Wielu ludzi zaczęło się zastanawiać, w jakiej sprawie właściwie głosowaliśmy? Czy nie chodziło w gruncie rzeczy o samo członkostwo w Unii? Gdyby zatem referendum 2003 r. miało właśnie o tym rozstrzygnąć, to według wszelkiego prawdopodobieństwa Szwecja nie byłaby już w UE.

To „nie” stworzyło trudny do opisania, niemal neurotyczny stan w życiu politycznym. Premier, który w kampanii wyborczej dobrze i bardzo przekonywająco prezentował swoje argumenty (przynajmniej dla nas, którzy pragnęliśmy pogłębienia europejskiej wspólnoty), nie odszedł ze stanowiska po tej porażce.

Polityka 18.2004 (2450) z dnia 01.05.2004; Świat; s. 48
Reklama