Mija dwadzieścia lat od dnia, w którym na łamach „New York Review of Books” ukazał się esej czeskiego pisarza, zatytułowany „Zachód porwany, czyli tragedia Europy Środkowej”. To w nim Kundera postawił tezę, wówczas wcale nie oczywistą, że takie kraje jak Polska, Czechy i Węgry także są częścią Zachodu, a ich przynależność do sowieckiego imperium to wybryk historii.
Kundera nie widział wówczas najmniejszych szans na to, by tę dziejową pomyłkę naprawić: Sowieci, jak się zdawało, trzymali się mocno, a Zachód doskonale obywał się bez swego najdalej wysuniętego na wschód przylądka. Autorowi nie chodziło jednak o to, by wesprzeć Reaganowską krucjatę przeciw Imperium Zła, lecz by uzmysłowić ludziom na Zachodzie, że bez Europy Środkowej, której kultura światowa zawdzięcza powieści Kafki, Haszka, Musila, Rotha, Brocha i Gombrowicza, teatr absurdu Ionesco, psychoanalizę i strukturalizm (nie wspominając o założycielach najpotężniejszych amerykańskich wytwórni filmowych) – sam Zachód nie jest w pełni Zachodem.
Teza Kundery nie była może specjalnie oryginalna, ale za to jak sprzedana! Nawet dziś tekst czyta się z wypiekami na twarzy – podobnie jak najsłynniejsze powieści autora „Nieznośnej lekkości bytu”. To dzięki niemu po 1989 r. Praga przeżyła prawdziwy najazd młodych Amerykanów, pragnących zweryfikować twierdzenie czeskiego pisarza, jakoby stolica Czech była seksualnym rajem (wielu poślubiło Czeszki). Sława Pragi sięgnęła antypodów; gdy czeski dziennikarz zapytał znaną wokalistkę popu Kylie Minogue, z czym jej się kojarzą Czechy, ta odpowiedziała: z Pragą i powieściami Kundery (które polecił jej Michael Hutchens, zmarły przed kilkoma laty śmiercią samobójczą lider popularnej australijskiej grupy rockowej INXS).