Archiwum Polityki

Wywiad splątany

z szefem Wojskowych Służb Informacyjnych generałem Markiem Dukaczewskim

Jacek Żakowski: – Ilu agentów ma WSI wśród wysokich urzędników państwowych?

Gen. Marek Dukaczewski: – Nie ma ani jednego, bo ustawa nam nie pozwala...

Po tym, co napisała „Rzeczpospolita”, to nie brzmi dobrze panie generale. Jak pan tak odpowiada, wszyscy rozumieją, że pan kręci.

To, co się dzieje w instytucjach centralnych, wykracza poza nasze zainteresowanie. I nie wolno nam w sposób tajny zbierać informacji w Kancelarii Premiera czy Prezydenta. Jak chcę się czegoś dowiedzieć, to mogę zapytać.

Pan do mnie mówi jak do sierotki Marysi. Bo, panie generale, przy najlepszej wierze w moc polskiej praworządności: nie wszystkie rzeczy, które robią urzędnicy, są tego rodzaju, że jak ich pan zapyta, to szczerze odpowiedzą.

Jak coś takiego robią w sferze naszego zainteresowania, wychwytujemy to na różnych innych polach...

Ale lepiej by było mieć informację bezpośrednio ze źródła. Więc taki Grzegorz Rydlewski mógłby się wam przydać.

Po co? My się zajmujemy siłami zbrojnymi. Tu pan Rydlewski nie działa.

Panie generale, możliwe są dwie wersje tej rozmowy. Jedna jest taka, że pan mi opowie, jak wszystko powinno wyglądać. To nie ma sensu, bo obaj wiemy, że na świecie nie wszystko wygląda tak jak powinno. A druga taktyka jest taka, że skupimy się na pytaniu, dlaczego sprawy WSI oddaliły się od tego idealnego stanu. I taka rozmowa ma sens.

Spróbujmy, ale o wielu sprawach nie mogę mówić.

Zacznijmy od początku. Czy WSI ma współpracowników w wysokich urzędach?

Nie ma.

Teraz mnie pan zaniepokoił. Służby powinny wiedzieć, co tam się dzieje.

Ale to nie WSI odpowiada za osłonę urzędów państwowych.

Polityka 18.2004 (2450) z dnia 01.05.2004; s. 105
Reklama