Trybunał Konstytucyjny przyjrzał się ustawie o biopaliwach i zobaczył to, co od początku było widoczne gołym okiem: że mamy siłą zostać zmuszeni do uczestnictwa w eksperymencie, którego skutków nikt nie jest w stanie do końca przewidzieć. Orzekł więc, że taki biopaliwowy przymus łamie podstawowe wolności obywatelskie. Nigdzie na świecie nie dolewa się przymusowo do wszystkich gatunków paliw biokomponentów. Nie robi się tak, bo nie wszystkie samochody są w równym stopniu przystosowane do takiego paliwa, a cała operacja jest droga. Nie wiadomo, jakie konsekwencje techniczne i ekonomiczne miałby dla nas taki bioeksperyment. Zwolennicy ustawy przekonywali w Trybunale, że nie byłoby żadnych negatywnych konsekwencji, a na pytanie sędziów, jak kierowcy mieliby się dowiedzieć o zawartości biokomponentów w kupowanym paliwie, padło rozbrajające pytanie: „A po co mają to wiedzieć?”. Przypomina to słynną sentencję kanclerza Otto Bismarcka, że naród nie powinien wiedzieć, jak się produkuje kiełbasy i tworzy prawo. Niestety, jak się robi ustawę o biopaliwach, naród miał już się okazję przekonać, a niebawem pozna nowe intrygujące szczegóły, bo jej twórcy szykują się do pisania kolejnej, czwartej już, wersji. Będzie znakomitą kiełbasą wyborczą. Dowiemy się przy okazji, jak się robi kiełbasę.